|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Izzie Rezydent
|
Wysłany:
Wto 10:25, 01 Maj 2007 |
|
|
Dołączył: 01 Kwi 2007
Posty: 318 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chehalis
|
BE DAY
by Carrie
Ciężko jest świętować na kacu. Szczególnie urodziny, które wypada oblać. Claire wolała jednak zapić przesuwającą się o jedno oczko liczbę. Krótko mówiąc, urodzin nie lubiła. Chociaż nie miała nic przeciwko prezentom i winie. Sandy wiedziała, że nie pogardzi również fantastycznym przyjęciem.
Przyjęcie planowała od miesięcy. Udało jej się namówić kilku wyjątkowych ludzi na udział w przedsięwzięciu i była z siebie bardzo dumna. Na tydzień przed ułożyła listę piosenek, które miały rozgrzać gości przed finałowym występem gościa specjalnego. No i tort! Sandy nie wiedziała co bardziej ucieszy Claire, pyszny, ogromny czekoladowy tort czy koncert. Do ostatniej chwili zastanawiała się, w jakiej kolejności serwować atrakcje. A było co serwować… Szykowała się nie tyle impreza, co orgia i pijaństwo, niekoniecznie w tej kolejności, ale za to w dużych ilościach.
Claire nie wiedziała nic o przyjęciu-niespodziance. Nieświadoma niczego, tradycyjnie dzień wcześniej zalała się winem. Gdyby wiedziała co i kto ją czeka, na pewno nie wstałaby rano wyglądając jak człowiek-słoń. Nie przypuszczała, że o godzinie 18 przeżyje szok totalny i o mało nie zejdzie z wrażenia…
O godzinie 18 bowiem, wyciągnięta na drinka, weszła na coś, co przypominało minę przeciwpiechotną – przyjęcie to to nie było, bo miała wrażenie jakby zamieniała się w różową mgłę. A przecież to tylko kac był… Po chwili, z wielkim kielichem Bolly w jednej ręce, tartaletką w drugiej i śmiesznym kapeluszem na głowie (ważącym chyba z pół tony, żelastwo parszywe) została posadzona w wygodnym fotelu na środku sali. Sandy, pełniąca rolę wodzireja, mrugając do Claire zapowiedziała pierwszy występ artystyczny wieczoru.
Claire zamknęła oczy.
Come on, shake your body baby,
do the conga
I know you can't control yourself any longer
Feel the rhythm of the music getting stronger
Don't you fight it till you've tried it
Do the conga beat
Claire miała wrażenie Glorii Estefan tańczącej kongę na jej głowie. Nie chciała otworzyć oczu, chociaż Sandy, sycząca coś w niezrozumiałym języku, błagała ją o chociaż jedno spojrzenie w stronę sceny.
Na scenie stali Mareczek i Derek. Goli jak święci tureccy. Zupełnie. Totalnie. Poważnie. Claire nie wiedziała, czy się ślinić, czy uciekać. Bo oczywiście wstąpiła do domu wariatów zorganizowanego przez Sandy. A jak Sandy coś wymyśliła, niezwykle gorący taniec obu panów był zapewne maleńką, aczkolwiek przepyszną i cieszącą, o mój Boże Wszechmogący, oko pesteczką, która sprawiła, że ból głowy, jakiej głowy?, nagle dobiegł końca, wystąpiły dreszcze i Claire przestało obchodzić, że za chwilę może wejść sam Dalajlama i zacząć śpiewać Heh Shiva Shankara, a poza tym poczuła przypływ gwałtownej miłości do obu panów, których tylko lubiła, a nie wielbiła, miłość i w ogóle to ej!, dlaczego już koniec, a Gloria Stefan może sobie skakać po prawie pijackim móżdżku kiedy tylko chce, byle w takiej oprawie artystycznej.
Sandy była z siebie dumna jak jasna cholera. Żałowała trochę, że nie zwerbowała większej ilości ogierów, nie ubrała ich w lakierowaną skórę i nie kazała się rozbierać w rytm Relax don't do it; When you want to come, ale przecież wtedy byłaby dosłowna, jakby co najmniej nagość nie była dosłowna sama w sobie. Tak czy siak, Claire była zadowolona, a może zszokowana, a może i jedno i drugie, bo zamiast tańczyć z kielichem szampana (bo kielich to w istocie był, bardzo duży, jak wszystko na tym dzikim przyjęciu) na stole, siedziała z otwartymi ustami i wpatrywała się w pustą scenę. Oczekiwała chyba. Może ktoś jej coś wyszeptał do ucha, ale Sandy wiedziała, że do starego mózgu sygnały docierają wolniej, a do starego alkoholicznego mózgu w tempie ślimaczym albo wcale, więc szybko odrzuciła tą możliwość, tym bardziej, że Claire nadal siedziała w jednej pozycji i wodziła otępiałym wzrokiem w poszukiwaniu klejnotów.
Nadszedł czas na kolejny występ. Sandy postarała się o tą konkretną gwiazdę, bo wiedziała, że tylko jej głos będzie w stanie ocucić Claire i przygotować ją do dalszej części wieczoru.
„Brzdęk”, brzękła struna.
It's been a long time coming
As you shed a lonesome tear
And now you're in a wonderama
I wonder what you're doing here.
The flame no longer flickers
You're feeling just like a fool
You keep staring into you're liquor
Wondering what to do.
I don't hardly know you
But I'd be willing to show you
I know a way to make you smile
Let me touch you for awhile.
I'm gonna ruin my black mascara
You're drinking whisky when it should be wine
You keep looking into that mirror
But to me you're looking really fine.
I don't hardly know you
But I'd be willing to show you
I know a way to make you
Laugh at that cowgirl as she's walking out your door.
I know a way to make you smile
Just let me whisper things
you've never heard before
Just let me touch you, baby.
Just let me touch you for a while
I don't hardly know you
But i'd be willing to show you
I know a way to make you smile
It's been a long time
Let me touch you for a while...
Gdyby uwielbienie można było zobaczyć, wyglądałoby jak Claire, leżąca u stóp Alison. Sandy zaczęła się obawiać, że Claire wyjdą oczy zanim nastąpi krojenie tortu, bo przez GA Boys i Alison były już prawie całe na wierzchu. Była pewna, że znalazła genialne lekarstwo na kaca i jeszcze genialniejszy sposób na bezalkoholowy odlot.
Claire ciężko było odkleić od Alison, ale po dwugodzinnych staraniach jakoś się udało. Rękom Claire przypomniało się, że nie tak dawno były na kacu i nie miały prawa tak długo trzymać w uścisku nogi Alison. Poza tym przestraszona uwięziona przekupiła Claire butami. I tym samym na fotelu, w oczekiwaniu na kolejny koncert, zasiadła Claire wpatrzona w buty warte miliony. Zanim zgasły światła i zapadła cisza, rozważała możliwość opuszczenia sali razem z cudownymi butkami, bo przecież lepiej być nie może.
Może, pomyślała Sandy. Dużo lepiej.
Maestro, proszę grać.
Can she excuse my wrongs with Virtue's cloak?
Shall I call her good when she proves unkind?
Are those clear fires which vanish into smoke?
Must I praise the leaves where no fruit I find?
Nieistotne, że połowa gości nie zrozumiała, o co chodzi. Nie ważne, że druga połowa wdała się w dyskusję o autorze tekstu.
Claire wiedziała. Claire zwariowała. Claire siedziała dwadzieścia centymetrów od najprawdziwszej na świecie lutni i jeszcze prawdziwszego Stinga na niej grającego. Bała się uściskać Mistrza. Bała się ruszyć. Po chwili zastanowienia jednak wróciły szczątki rozsądku i najrozsądniejszą właśnie czynnością było intensywne składanie pokłonów, co wywołało palpitację u Sandy, która przecież przysięgała na swoje życie, że nic dziwnego na koncercie się nie wydarzy. Tymczasem Claire, zupełnie trzeźwa i zupełnie nieskacowana, zapadła na głupawkę i obrażała Stinga!! Koniec świata po prostu. Sting jednak zachował zimną krew i zebrał niemalże gumową Claire z podłogi i posadził z powrotem w fotelu. Pocałował ją w rękę i złożył życzenia z okazji urodzin. Sandy, obserwując to zdarzenie, była pewna, że Claire zejdzie. Wyraz jej twarzy był maksymalnie nie na miejscu, ale Sting, jako prawdziwy dżentelmen, nie obraził się na solenizantkę. Spojrzał za to wymownie na Sandy, która dwa dni później została oskarżona o wszystko i jeszcze więcej.
Claire nie miała wiele czasu na oprzytomnienie. I chociaż krążyła gdzieś we wszechświecie, była świadoma rosnącego ciśnienia, które oszczędziło jej głowę i tylko objawiło się uderzeniami gorąca. Sandy sądziła, że to wypieki z wrażenia i, nadal dumna i blada na pograniczu narcyzmu, zaparkowała przed Claire gigantyczny tort czekoladowy. Goście odśpiewali „sto lat”. Claire dostała nóż do ręki. Zanim jednak zdążyła ukroić kawałek, coś się ruszyło. Coś zabrzęczało, coś skrzypnęło, coś zaszumiało, a po sekundzie z tortu wyskoczył nagusieńki Alex Karev i z tym swoim dumnym i bladym wyrazem twarzy i najsłodszym z uśmiechów zaśpiewał:
Go or go ahead and surprise me
Go or go ahead and just try me
Jego krótki, aczkolwiek nie za bardzo krótki, występ zakończył hałas upadającego bezwładnie na ziemię ciała. Sandy podbiegła do Claire i z przerażeniem stwierdziła, że oto Claire doznała hiperwentylacji wywołanej szokiem i przestała oddychać…
Życie płynie dalej, chciałoby się rzec, i jak ma nie płynąć, gdy nad ciałem denatki zbierają się nadzy chirurdzy z pełnym oprzyrządowaniem, szlochająca Alison i Sting grający na lutni, śpiewający…
But if I go mad no one will know it
I won't let it be seen
'Cause I don't want you to be sad for me
Be happy, don't cry
EPILOG
Claire przestała pić. Okazało się, że tak do końca nie umarła, chociaż była pewna, że widziała przez chwilę Denny’ego, jej wyobrażenie piekła, i resztę Wesołych Trupów, ale po około dwóch dniach w kostnicy (co było niesamowitym przeżyciem, biorąc pod uwagę różne obsesje i odchylenia) Derekowi się nagle przypomniało, że każdego da się uratować i w jakiś sposób przywrócił Claire do życia.
Claire była wdzięczna i obiecała przyjęcie świętujące jej powrót do świata żywych, ale w przeddzień postanowiła zrobić coś nieoczekiwanego i uciekła z Alexem, co mogło spowodować tylko dirtyprettythings.
I żyła długo i szczęśliwie. Nieuleczalnie chora na oryginalność.
Author’s Notes:
Droga Reiko, tak totalnie uśmiercę Cię innym razem, bo przecież trochę głupio umierać we własne urodziny.
Wszystkiego Najlepszego!!!
Carrie, 1.05.2007
Od siebie dodam tylko, że jeśli kiedykolwiek któreś z tych wydarzeń dojdzie do skutku, zachowam się dokładnie tak jak to zostało opisane
EDIT: a wspomniane "cudowne butki" istnieją naprawde i są warte ok. 2 miliony $
[link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Izzie dnia Wto 10:55, 01 Maj 2007, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
Mark Administrator
|
Wysłany:
Wto 10:45, 01 Maj 2007 |
|
|
Dołączył: 01 Kwi 2007
Posty: 678 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Nowego Yorku of course
|
To jest chyba jedno z najlepszych opowiadań urodzinowych jakie w życiu widziałam
Ty to dostajesz cudne prezenty urodzinowe.
No i Sto lat, sto lat...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Mark dnia Wto 11:02, 01 Maj 2007, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
Meredith Główny Rezydent
|
Wysłany:
Wto 11:01, 01 Maj 2007 |
|
|
Dołączył: 01 Kwi 2007
Posty: 488 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Seattle
|
takie urodziny nie zdarzają się codziennie xD świetne opowiadanie jak zwykle oczywiście
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
George Rezydent
|
Wysłany:
Wto 11:43, 01 Maj 2007 |
|
|
Dołączył: 01 Kwi 2007
Posty: 350 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Seattle
|
opowiadanie na uodziny dotać marzenia ... podziw ... bardzo bardzo pieknie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Elis Stały bywalec
|
Wysłany:
Wto 12:54, 01 Maj 2007 |
|
|
Dołączył: 01 Maj 2007
Posty: 27 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
śliczne opowiadanie
podziwiam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Mark Administrator
|
Wysłany:
Wto 12:57, 01 Maj 2007 |
|
|
Dołączył: 01 Kwi 2007
Posty: 678 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Nowego Yorku of course
|
A czyje to buciki Reiko?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Izzie Rezydent
|
Wysłany:
Wto 14:27, 01 Maj 2007 |
|
|
Dołączył: 01 Kwi 2007
Posty: 318 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chehalis
|
Buciki należą do najwspanialszej na świecie Alison Krauss, a wystąpiła w nich na Oscarach w 2004
[link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Mark Administrator
|
Wysłany:
Wto 14:36, 01 Maj 2007 |
|
|
Dołączył: 01 Kwi 2007
Posty: 678 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Nowego Yorku of course
|
Izzie napisał: | Buciki należą do najwspanialszej na świecie Alison Krauss, a wystąpiła w nich na Oscarach w 2004
[link widoczny dla zalogowanych] |
No taaaak.. ale gafa xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|