|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Izzie Rezydent
|
Wysłany:
Pią 16:47, 04 Maj 2007 |
|
|
Dołączył: 01 Kwi 2007
Posty: 318 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chehalis
|
COSY IN THE JACKET
by Carrie
Życie bezrobotnego dziennikarza do łatwych nie należy. Zasiłek żaden, chęć zakupów ogromna i jeszcze wena, która chce coś robić, a nie może. A nawet jeśli może to za friko i opisuje wówczas rzeczy dziwne typu związek między ilością papierów w domu a molami. Josie traktowała jednak ten artykulik jako doskonałe ćwiczenie, poza tym chciała uwierzyć, że związku nie ma, i że sterta niewykorzystanych felietonów, recenzji i reportaży nie jest siedliskiem paskudnych owadów, które co chwila trzeba rozmaślać na ścianie. Ściany i bez tego wyglądały tragicznie, Josie odkładała remont w czasie, poza tym była bezrobotną dziennikarką, która powoli traciła nadzieję na zatrudnienie. Zdesperowana, była gotowa podjąć pracę nawet w najgorszym brukowcu. Treść żadna, ale przynajmniej za godziwą pensję.
Kiedy już poważnie zaczęła rozważać możliwość przekwalifikowania się, dostała telefon z jednej z setki redakcji, do których wysłała swoje imponujące CV i przykładowe artykuły. Zadzwoniła sama pani redaktor, która przedstawiła się jako Mia Mord, i zaprosiła Josie na rozmowę do redakcji tygodnika o nazwie GA Weekly, która wprawdzie nic Josie nie mówiła, ale oczyma wyobraźni widziała wydawnictwo o reputacji co najmniej US Weekly.
Josie nie znosiła żakietów, ale postanowiła się postarać i zrobić jak najlepsze wrażenie, bo po głosie wywnioskowała, że jej potencjalny pracodawca jest osobą wymagającą i profesjonalną. Kobietą, która ubiera się u najlepszych projektantów i nosi buty za dwa miliony dolarów. Josie założyła więc swoje ukochane Chanel, spięła włosy, powiększyła dziurę ozonową (bo przecież kogo obchodzi środowisko, kiedy trzeba się wylakierować i wyperfumować) i pobiegła do redakcji GA Weekly.
Redakcja powitała ją gigantycznym plakatem Patricka Dempsey. Uznała, że GA Weekly jest raczkującym magazynem o filmach, tym bardziej, że im dalej szła, tym więcej plakatów mijała. Kate Walsh, Katharine Helgi, Isaiiah Washington… Jedyne co wydało się Josie dziwne to to, że wszyscy byli ubrani w kitle i scrubs. A w przypadku Erica Dane i Justina Chambersa w nic. Josie zaczeła się poważnie zastanawiać nad treściami publikowanymi w magazynie. Porno? Fotomontaże? Jednak kiedy z pokoju na końcu korytarza wyłoniła się postać w czerni, z pewnością Oscar de la Renta i Jimmy Choo, wątpliwości zniknęły. W świecie Josie klasa i elegancja szły w parze z geniuszem.
Mia Mord okazała się połączeniem Lady Macbeth i Morticii Adams. Specyficzne poczucie humoru, chorobliwa ambicja (sądząc po ilości wszechobecnych certyfikatów, dyplomów i nagród) i pasja, z jaką opowiadała o pisaniu. Josie jednak znów ogarnęły wątpliwości kiedy Mia przedstawiła jej tematy, jakimi zajmuje się GA Weekly. Za skrótem GA nie kryło się Great Ambition, tylko Grey’s Anatomy. Josie nie miała pojęcia co to, ale się nie przyznała. Zdążyła tylko wywnioskować, że to serial medyczny z elementami ostrego porno. Gdy tak dumała czy przyjąć pracę czy nie, Naczelna wepchnęła jej grubachny kontrakt w ręce i kazała podpisać w 13 miejscach. Josie, z jednej strony w szoku, bo z wyżyn dziennikarstwa politycznego miała się zniżyć do poziomu brukowca albo i gorzej, z drugiej strony lekko oszołomiona czterocyfrową pensją, nieco nieświadomie podpisała kontrakt bez czytania. Naczelna wrzuciła kontrakt do szuflady, z której wyjęła temat kolejnego artykułu. 50 powodów dla których Addison mogłaby przespać się z George’m. Josie nie wiedziała kim jest Addison, kim jest George ani też dlaczego akurat 50 powodów i czy w ogóle aż tyle jest w stanie wymyślić. Mia, widząc lekkie zdziwienie Josie, wyciągnęła ją z pokoju i zaprowadziła do malutkiego gabinetu, który ledwo mieścił małą osóbkę i laptop. Mia przedstawiła ową osóbkę jako Sally, kazała opisać Addison i George’a, po czym szybko wybiegła z gabinetu, w którym i bez niej ciężko się oddychało.
Sally nieśmiało podała rękę nowej koleżance, nabijając sobie przy tym siniaka o biurko. Zwracała się do Josie per pani i zaczęła mamrotać przepraszam, próbując wykombinować krzesło. Po chwili niezręcznej ciszy przerywanej nabijaniem kolejnych siniaków, Josie siedziała skulona przy miniaturowym biureczku Sally i słuchała pasjonujących opowiadań o ekipie GA.
„Pracuję tu już od ponad dwóch lat, ale właściwie się nie znam na George’u. Był tu taki jeden, który się znał, Lenny chyba, ale zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach. Krążą pogłoski, że go sama naczelna kropnęła po tym, jak pozytywnie wypowiedział się o związku George’a z Izzie.”
„A kto to jest Izzie?”, spytała Josie.
„Izzie to specjalność naczelnej. Ma na jej punkcie fioła i tylko jej wolno pisać o niej artykuły. To znaczy nam niby też, kiedy Izzie pojawia się w konfiguracjach z naszymi specjalnościami, ale rzadko się to zdarza.”
„A kto jest twoją specjalnością?”
Na twarzy Sally pojawił się gigantyczny uśmiech. Odpłynęła na chwilę do czegoś, co Josie przypuszczała było krainą marzeń. Josie zauważyła, że Sally delikatnie muska zdjęcie, które jakimś cudem zmieściła na biurku.
„Moja specjalność… Moja miłość… Moje życie! Mareczek! Tylko spójrz na ta przepyszną męską dziwkę!”
Sally delikatnie ujęła różową ramkę w dwa palce i podała ją Josie, nabijając sobie kolejne siniaki. Josie rozpoznała postać ze zdjęcia. Widziała ją nagusieńką w holu.
„A, Eric Dane!”
„Nie Eric Dane, tylko Mareczek! Życia do GA proszę nie mieszać!”
„Przepraszam, ja nowicjuszką jestem, nic o tym serialu nie wiem.”
„Jak to pani nie wie? I proszę nie używać terminu serial, bo to nie jest serial. A tak poza tym to gdzie pani była przez ostatnie dwa lata? W jaskini Talibów, czy co?”
„Pracowałam w poważnych gazetach codziennych. A od pół roku jestem bezrobotna.”
„No czyli mogła Pani mieć kontakt z GA. I pewnie pani miała, tylko nie zdała sobie z tego sprawy…”
„Nie mam czasu się nad tym zastanawiać. Powiedz kim jest Addison i jaki ma związek z George’m. I nie mów do mnie Pani, mam na imię Josie.”
„W porządku, Josie. Opowiem ci historię życia Addison. Bo Goerge to akurat mało istotny jest.”
Josie jeszcze nigdy aż tak się nie wzruszyła. Sally tak pięknie mówiła o Addison, jako pomoc naukowa posłużyła jej rewelacyjna prezentacja w Power Point, a Josie mogła tylko szlochać. Jednak po przydługim wykładzie o George’u Josie straciła cały entuzjazm do pisania artykułu, bo okazało się, że z Addison nie ma nic wspólnego. No, może jedynie to, że pracowali w jednym szpitalu. Była pewna, że nie da się znaleźć nawet ćwierć powodu, dla którego Addison mogłaby się przespać z taką niedorajdą. Dlatego też grzecznie podziękowała Sally za informacje, obiecała, że zagłębi się w związek Addison z Mareczkiem, po czym udała się do naczelnej.
Naczelna siedziała zapatrzona w swój dwudziestostronicowy esej i próbowała wybrać co najlepsze fragmenty o związku Izzie i Alexa. Była tak skupiona, że nie zauważyła stojącej naprzeciwko niej Josie. Josie chrząknęła więc, w nadziei, że naczelna raczy zaszczycić ją chociażby jednym spojrzeniem.
„Zajęta jestem!”, warknęła Mia
Czyli jednak doskonale wiedziała kto jest w jej gabinecie.
„Ale ja tylko jedno pytanie mam.”
„Czy wyglądam na osobę, którą obchodzą twoje problemy? Idź do Sally.”
„Ale ja właśnie od niej wracam. Poza tym mam pytanie w związku z tematem artykułu.”
„Jesteś tu od pięciu minut i coś ci się już nie podoba?”
„Ależ podoba mi się wszystko! Tylko nie da się chyba znaleźć powodu, dla którego Addison mogłaby się przespać z George’m.”
„Chyba.”
„Słucham?”
„Powiedziałaś chyba. Czyli nie jesteś pewna, co oznacza, że jednak dasz radę coś wymyślić, w końcu jesteś dziennikarką wysokiego szczebla, a teraz obróć się na tym swoim obcasiku i udaj w stronę drzwi.”
„Tak jest.”
„A, i jeszcze jedno, panują tu pewne zasady, których należy przestrzegać. Jedna z nich, najważniejsza, mówi o tym, że pod żadnym pozorem nie wolno mi przeszkadzać. Jeśli nikt nie umarł, a za moimi drzwiami nie stoi Alex Karev, nie wolno pukać. Zrozumiano?”
„Oczywiście. Przepraszam. Kiedy mam oddać artykuł?”
”Jutro o 6 rano ma być na moim biurku. Masz wejść i grzecznie go położyć przy laptopie. Niczego nie dotykaj i nie rozglądaj się.
”Dobrze. Dziękuję. Do widzenia.”
Jeśli istniało piekło, to Josie była pewna, że się właśnie w nim znajduje. Opuściła ciasnotę biura i udała się w domowe pielesze. W swojej karierze wymyślała różne dziwne rzeczy, opisywała najdziwniejszych polityków i przedstawiała lepszą lub gorszą prawdę o możnych tego świata. Spędziła trzy niebezpieczne tygodnie w okopach Afganistanie z ciężkim kaskiem na głowie i w towarzystwie setki spoconych i brudnych żołnierzy. Jednak to było nic w porównaniu z Mią.
Kapryśna wena Josie nawiedzała ją najczęściej po godzinie 22, co w tym przypadku było Josie nie na rękę. Siedziała przed pustym dokumentem, bez tytułu, wstępu, pomysłu i chęci. Około godziny pierwszej nad ranem wena zdała sobie sprawę z ewentualnych konsekwencji nie napisania artykułu na czas i podesłała kilka zdań.
Addison, kobieta po przejściach i kobieta z przeszłością. Uprawiała seks z trzema najprzystojniejszymi mężczyznami szpitala Seattle Grace. Dlaczego miałaby więc spojrzeć na George’a, chłoptasia po przejściach i chłoptasia ofermę? Istnieje jednak wiele powodów, dla których ta dwójka powinna uprawiać seks. Co najmniej 50.
Josie zaczęła wymieniać. Wymęczyła trzy i pół strony, ale była z siebie dumna. Spała 20 minut. Wypiła cztery sagany kawy. Pognała do redakcji.
W redakcji zastała policję, pogotowie i prokuraturę. Cieszyła się, że do pracy dotarła o 5:30, bo samo sprawdzanie jej tożsamości trwało ponad 20 minut. Niemalże w ostatniej chwili wpadła do gabinetu Mii i położyła swój artykuł obok laptopa. Następnie udała się do Sally. Sally siedziała skulona w kącie i cicho szlochała.
„Ojej, co się stało?”, spytała Josie
„Ktoś zamordował Marshalla . Znaleziono go dziś rano w jego mieszkaniu. Leżał w kałuży krwi i bez palcy. Palce były w lodówce, a w ich miejsce ktoś powsadzał długopisy…Z logo naszej gazety.”, szloch Sally robił się coraz bardziej histeryczny.
„Makabryczne. I stąd to zamieszanie?”
„Tak… No jej, on był taki fajny… I tak ciekawie pisał. Przelewał swoje krew, pot i łzy na papier. I krew dosłownie, bo się wykrwawił z tych palców właśnie!”
Sally zaczęła walić głową o ścianę. Josie nie wiedziała jak ją uspokoić i jak powstrzymać przed zrobieniem sobie krzywdy. Biedactwo i tak już wyglądało jak dalmatyńczyk, a Josie nie chciała, by dodatkowo nabawiła się wstrząsu mózgu.
„Jak ona mogła!”, wykrztusiła z siebie Sally po kolejnym mocnym uderzeniu.
„Kto? Co?”
Sally nagle zamilkła. Spoważniała i przyciągnęła Josie do siebie tak, że tej lewe ucho znalazło się na wysokości jej ust.
„Naczelna. Miała motyw. Marshall wczoraj oddał jej artykuł, w którym zasugerował, że Alex już nie zechce Izzie, bo przeleciał Addison. Naczelna się wściekła… Poza tym w szufladzie biurka, tej zamykanej na klucz, trzyma setki długopisów firmowych. To nimi właśnie zabija.”
„Sally, to pewnie tylko plotki! Mia jest profesjonalistką!”
„A czy ja mówię że nie jest? Profesjonalnie przecież zabija. Wiesz ile ludzi się przewinęło przez ta redakcję? Dziesiątki. Jak na razie tylko ja, Billy z działu horoskopów, Louise z działu Richarda i Kenny z działu Mirandy nie podpadli. No bo się nie da podpaść. Nasze postaci nie mają do czynienia z Izzie. Nawet z Alexem za bardzo nie mają. Czasem Kenny dostaje artykuły typu Stażyści w Oczach Nazi i wtedy pod niebiosa wychwala i Izzie i Alexa. Albo resztę miesza z błotem tak, żeby tylko ta dwójka dobrze wypadła. Niebezpieczna praca.”
Josie zaczęła się bać. Wprawdzie w swoim pierwszym artykule nie musiała pisać ani o Izzie, ani o Alexie, jednak wspomniała go przecież. Ba, ośmieliła się porównać go do George’a… Było już za późno, żeby naprawić swój błąd. W myślach sporządziła notatkę przypominającą o zamknięciu się w pokoju paniki. Tak na wszelki wypadek. W swoim własnym domu mogła się uchronić przed gniewem naczelnej. W pracy niestety nie.
Stała w gabinecie Mii. Kolana trzęsły się jej niemiłosiernie, a żołądek robił salta i razem z sercem chcieli uciec przełykiem w stronę słońca. Spodziewała się wszystkiego. Zastanawiała się gdzie można wbić długopis i jak długo się umiera z wykrwawienia. Naczelna patrzyła to na nią, to na jej artykuł. W końcu przerwała grobową ciszę.
„Świetnie. Pięknie. Seriously. Mam jednak kilka zastrzeżeń. W tej redakcji nie używamy wyrażenia uprawiać seks. Używamy mocnego i dosadnego języka, który najlepiej opisuje poczynania ekipy GA. Nie podoba mi się też to, że porównałaś George’a do Alexa. I w ogóle co to za powód, Addison uprawiaał seks z Alexem i dlatego powinna spróbować seksu z George’m. W końcu też stażysta. Jakie to ma znaczenie? Jaki to ma sens? I chociaż nie jestem wielką zwolenniczką Addisex, to pozwoliłam sobie zmienić ten punkt. Teraz brzmi on następująco: Addison przeleciała Alexa i dlatego powinna napaść na George’a i go zbałamucić, bo wtedy zrozumie, że Alex jest największym ogierem w całym SGH. Tak. Zdecydowanie tak to powinno brzmieć.”
„Oczywiście. Teraz jest idealnie.”
„Nie musisz się podlizywać, Josie. Nie potrzebuję wazeliniarstwa podwładnych żeby połechtać swoje ego. Wiem, że jestem dobra w tym co robię. Najlepsza.”
„Tak jest.”
„Cieszy mnie, że się rozumiemy. Teraz zmykaj do domciu napisać polemikę z pożal się Boże artykułem Sally. Ta wstrętna dziewucha tak się rozpędziła w chwaleniu swojej męskiej dziwki, że wkroczyła na moje terytorium. Nie podoba mi się, że robi z Izzie idiotkę, która nie chce się puszczać z Mareczkiem, co sugerowałoby poważne problemy emocjonalne. Tak. Polemika pod tytułem Męskie dziwki nie mają prawa do świętych dziewic. I błagam cię, nie pisz, że każda by chciała uprawiać seks z Mareczkiem. Wybroń moją Izzie. Sama bym to zrobiła, ale jestem zawalona artykułami, tworzę Kącik Kulinarny Isobel, poza tym prokurator siedzi mi na głowie.”
„Oczywiście, dam z siebie wszystko.”
„Czekam na polemikę do 18.”
„Do szóstej wieczorem? Ale to niewiele czasu!”
„Dla takiej utalentowanej dziennikarki jak ty nie powinno to być problemem. I radzę ci zwijać tyłek w troki i zabierać się do pisania, bo niewiele czasu ci zostało.”
„Tak jest, oczywiście.”
Piekło. Josie była na sto procent pewna, że trafiła do piekła. Że wtedy w Afganistanie umarła trafiona jakimś odłamkiem, i to całe bezrobocie i praca u Mii to piekło. A mówili, że piekle fajnie jest, że znajomi, imprezy i tak dalej. Może i tak, ale w innej części. Część, w której znajdowała się Josie, była chyba dla najgorszego gatunku ludzkiego, a ona trafiła tam, bo diabeł pomylił kartki, albo spodobały mu się jej rude włosy i dlatego umieścił ją akurat w tej części piekła, gdzie imprez nie ma wcale.
Ślęczyła nad pustym dokumentem, zapomniała hasła do pokoju paniki, i co dziesięć sekund odbierała telefony od naczelnej. Dużo ci jeszcze zostało? Kiedy skończysz? Czas ucieka. Ja chcę przeczytać. Streszczaj się. Josie nie lubiła pracować pod presją. Zwykle kończyło się to wyrzeczeniami. Niejednokrotnie musiała zrezygnować z przydługich, aczkolwiek ważnych, opisów, czy też uprościć język, co zazwyczaj kończyło się literówkami i powtórzeniami. Szefostwu oddawała artykuły w opłakanym stanie technicznym, co zawsze kończyło się karczemną awanturą. Awantura jednak to pikuś w porównaniu z morderstwem i Josie czuła się zmotywowana do solidnej pracy nad niezwykle ważną polemiką. Była młoda i utalentowana. Pewna siebie. I kompletna. Nie chciała się obudzić z długopisem zamiast nogi albo spinaczem biurowym zamiast ucha. Dlatego też przeszła w tryb ekstremalnie wulgarny, bluźniąc Mareczka i gloryfikując Izzie. Z opowiadań Sally wynikało, że Izzie daleko było do świętej, bo przecież cudzołożyła z żonatym George’m, ale Josie w polemice pominęła ten delikatny temat milczeniem. Gdyby beatyfikacji dokonywano na podstawie artykułów, Izzie natychmiast trafiłaby na ołtarze. W pewnym momencie Josie uznała swoje myśli i słowa za bluźnierstwo, ale przypomniała sobie, że przecież już jest w piekle, w najgorszej jego części i że gorzej nie będzie. Przynajmniej dla niej. Co innego biedna Sally.
Josie skończyła polemikę w rekordowym tempie 2 godzin. Była z siebie dumna. Wróciła do redakcji o godzinie 14 i z dumą złożyła artykuł na ręce naczelnej, która w przypływie radości wpuściła ją do gabinetu. Była wniebowzięta. Josie odetchnęła z ulgą, bo pokój paniki okazał się zbędny. Przypomniała sobie słowa Sally, która mówiła, że dopóki artykuły są po myśli naczelnej, nie ma powodu do obaw. No właśnie, Sally… Sally, która obraziła Izzie…
Po serdecznych podziękowaniach i biciu czołem o podłogę gabinetu naczelnej, Josie pobiegła do mieszkania Sally. Bała się o nią, bo jeśli wierzyć słowom przerażonej Sally, naczelna to kobieta demon była, na dodatek zdolna do czynów okrutnych.
Drzwi do mieszkania były otwarte. Powiało grozą. Sally nigdzie nie było. Josie miała nadzieję, że wyszła na chwilę i zaraz wróci, ale dla pewności postanowiła rozejrzeć się raz jeszcze. Weszła do salonu. Przy oknie stał wielki fortepian. Josie nie wiedziała, że oprócz zdolności dziennikarskich Sally posiadała również muzyczne, chociaż, uśmiechnęła się do siebie, sama lubiła pobrzdąkać od czasu do czasu. Nie umiała przejść obok fortepianu i nie zagrać chociażby kilku dźwięków. Dlatego też usiadła na stołku z zamiarem Michelle The Beatles. Zdziwiła się, bo z fortepianu popłynęły stłumione dźwięki. Instrument nie wyglądał na zepsuty ani na zaniedbany. Coś było nie tak, żeby nie powiedzieć coś nie grało.
Josie nie wiedziała, czy jej krzyk rozlegał się po całym mieście, czy tylko wydawało się jej, że krzyczy. Z fortepianu popłynęła krew. Wystawały przytrzaśnięte palce prawej ręki. Gdy Josie podniosła klapę, jej oczom ukazała się sina Sally, z lewą ręką uciętą tuż ponad łokciem i długopisami, które w kikucie formowały literę M. Josie wybiegła z płaczem z salonu.
W sypialni Sally znalazła coś, co treścią przypominało list pożegnalny. Wiedziała.
Wiem, że to Ty mnie znalazłaś. Niezmiernie mi z tego powodu przykro. Nie jest mi przykro, że zginęłam z jej ręki. Cieszę się, że pozostałam wierna Mareczkowi do końca. Poddaj moje ciało kremacji razem z jego zdjęciem i wsyp mnie do różowej urny. Zaśpiewaj Bitch Meredith Brooks i zakop mnie pod domem Erica Dane.
Miło było Cię poznać.
Sally
A więc testament. W którym nie było ani słowa o zemście, ale Josie wiedziała co ma zrobić. Założyła czarny kombinezon i wyjęła z szuflady najpotężniejszą z broni. Pod osłoną nocy zakradła się do domu Mii. Bezszelestnie weszła do sypialni. Delikatnym, acz stanowczym szarpnięciem obudziła swoją naczelną. Mia była zaskoczona, ale nie zdziwiona.
„Wiedziałam, że przyjdziesz. Zastanawiałam się tylko o której. Wybacz zaśnięcie, spodziewałam się ciebie troszkę później.”
„Nie będę zadawać pytań. Na wszystkie pytania odpowiedzi udzieliła mi Sally.”
„To też wiem. Nie broniła się. Poszło m szybko. Niestety, nie bezboleśnie.”
„Zauważyłam. Zalałaś struny. Nie mogłam zagrać Michelle.”
„Och, wielka szkoda.”
„O tak. Bardzo wielka. Tym bardziej wielka, że nie będziesz miała szansy naprawić swojego błędu.”
„Ach, no tak. Przecież przyszłaś mnie zabić. Którą część ciała masz zamiar mi obciąć? Pragnę przypomnieć, że jestem praworęczna.”
„Wiem. I nie mam zamiaru kopiować twoich pomysłów. Brzydzę się plagiatem i na pewno go nie popełnię chociażby miał mi sprawić dużo perwersyjnej przyjemności.”
„Co więc zamierzasz?”
„Tak się składa, że mam przy sobie swoją ulubioną broń. Niezwykle skuteczną. I bardzo okrutną.”
„Sadziłam, że będziesz bardziej oryginalna. Strzelić potrafi każdy idiota.”
„Strzelać tak. Pisać nie. I na tym właśnie polega różnica między nami.”
Josie wyjęła z kieszeni swojej czarnej skórzanej kurtki niewielki, długi przedmiot. Pozbawiła go nakładki. Światło księżyca oświetliło ostrze, którego blask rozszedł się po całej sypialni i oślepił Mię. Josie podniosła rękę. Po chwili ostrze przeszyło skórę nad nosem Mii.
„Co... co to jest?”, zdołała wyszeptać.
„Pióro. Pióro jest potężniejsze od miecza. Z pewnością potężniejsze od długopisu.”
Ostrze wbiło się głębiej, trafiając na mózg Mii. Z jej oczu popłynęła krew. Wciąż żyła. Pióro zapobiegało gwałtownemu krwotokowi, przedłużając cierpienie Mii i satysfakcję Josie.
Mia wydała z siebie ostatnie tchnienie o szóstej rano. Josie, sumienna dziennikarka i posłuszna podwładna punktualnie złożyła na ręce swojej naczelnej krótki nekrolog i zdjęcie Izzie całującej Alexa.
THE END
Author’s Notes:
Autorka pragnie podziękować swojej, uwaga będę wymieniać na jednym oddechu, przyjaciółce, redaktor naczelnej, beta-reader, promotorce, menedżerce, inspiracji i ofierze, czyli Reiko. Proszę mnie więcej nie poganiać.
Autorka dziękuje też Sarnie, którą bezgraniczne uwielbienie do Mareczka wpędziło pod fortepian. A raczej do fortepianu.
Autorka powinna podziękować Vis Maior za fantastyczną pracę, w której można spokojnie napisać długie i makabryczne opowiadanie. Każdemu życzę tak wspaniałej pracy. Seriously.
I zbiorowe dzięki dla Reiko i Sarny za ogólne streszczenia odcinka The Other Side Of This Life. Gdyby nie one, opowiadanie to by nie powstało. A tak autorka w ramach terapii i zabijania nudy udawała, że tworzy ważny dokument i popełniła kolejną story.
Mam nadzieję, że się podobało.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
Meredith Główny Rezydent
|
Wysłany:
Pią 17:03, 04 Maj 2007 |
|
|
Dołączył: 01 Kwi 2007
Posty: 488 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Seattle
|
Teraz wiem, że szczytem moich marzeń jest praca w gazecie o GA. Przyjemne z pożytecznym, a raczej tylko przyjemne. Carrie dziękuje za oświecenie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Mark Administrator
|
Wysłany:
Pią 17:05, 04 Maj 2007 |
|
|
Dołączył: 01 Kwi 2007
Posty: 678 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Nowego Yorku of course
|
Opowiadania genialne
Carrie ma taką łatwość rozpoznawania charaktwrów ludzi.. nie wiem jak to nazwać.
Przecież ta Sally to dokładnie JA! xD No to mnie powaliło. Miesiąc się nie znamy a ona wie o mnie więcej niż .. no niż powinna xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
George Rezydent
|
Wysłany:
Pią 17:27, 04 Maj 2007 |
|
|
Dołączył: 01 Kwi 2007
Posty: 350 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Seattle
|
Cóż tu dużo mówić opowiadanie przpiękne. Seriously !!! Podobało mi się strasznie, aż łezka w oku się kręci ... oby tak dalej
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|