Partner Greys Anatomy World - witaj! Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości.
Forum Partner Greys Anatomy World Strona Główna                    FAQ
                Szukaj
             Użytkownicy
          Grupy
       Galerie
    Rejestracja
Zaloguj
Episode 01.05 - "Party in My Head"
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Partner Greys Anatomy World Strona Główna -> Gotowe odcinki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mark
Administrator
PostWysłany: Czw 20:18, 03 Maj 2007
Administrator


Dołączył: 01 Kwi 2007

Posty: 678
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Nowego Yorku of course

Tytuł odcinka - piosenka "Party In My Head" - Sophie Ellis-Bextor

Voiceover

Wybierając medycynę, pozornie zdecydowaliśmy się być poważnymi ludźmi. Pozornie, ponieważ w życiu wszystkich lekarzy, zdarzają się epizody, które podważają wiarygodność tego stwierdzenia.Oczywiście każda przypadkowo zapytana osoba powie, że zabawa jest przywilejem, na który mogą sobie pozwolić wszyscy i nie można stwierdzać czy ktoś ma do niej prawo czy nie. Jednak wątpie, żeby każda przypadkowo zapytana ososba chciałaby zobaczyć swojego lekarza o trzeciej nad ranem z butelką w dłoni kiwającego się do piosenki Pretty Woman. Co więc skłania nas- poważnych pracowników służby zdrowia do urządzania imprez, zabaw, nierzadko przemieniających się w orgie? Zapytajcie moich współlokatorów, bo to co otumaniło mój umysł to zdecydowanie brak jajek o 9 rano i za duży tłok w domu, który kiedyś naprawde przystosowany był tylko do trzech osób.

Poranek w kuchni

(Mer zaspana schodzi do kuchni, widzi Marka robiącego śniadanie, chce odejść, ale zapach jest tak kuszący, że nie może się powstrzymać)

Meredith: O dzień dobry... (sili się na obojętny ton) Co tak pachnie? Robisz śniadanie? Potrafisz gotować?! (z zaskoczeniem)

Mark: ( Obraca się ze zdziwieniem ) A niby dlaczego miałbym nie umieć? Dzień dobry.
( Mark trzepie jajka, dodaje cukier i mleko ) Dasz się namówić na zapomnianego tosta francuskiego?
Robie całkiem niezłe. Wolisz na ciepło czy na zimno?

Meredith: (Mer nie wie co powiedzieć w końcu siada do stołu z miną wygłodzonego afrykańskiego dziecka) Ja...znaczy jeśli już to na ciepło.. Tylko nie myśl, że sama nie potrafię zrobić sobie śniadania...zabieram się za to jak tylko mam czas... (myśli: kiedy to ostatni raz było? pół roku temu?)..i nie jestem niechlujem. Ten bałagan w kuchni jest tylko.. ee... chwilowy..

Mark: ( Mark przewierca wzrokiem Meredith ) Ten bałagan na blacie kuchennym to akurat ja zrobiłem. ( Mark odwraca się do Mer plecami i zaczyna smażyć tosty na piękny złocisty kolor. ) A bałagan w całym mieszkaniu też chwilowy? Bo w tym labiryncie kartonowych pudeł można się zgubić. Na słodko czy na słono?

Meredith: Na pewno ktoś to kiedyś posprząta...mieszkanie zresztą też...jesteśmy przecież bardzo zapracowanymi ludźmi, nie mamy czasu na takie przyziemne sprawy jak sprzątanie… pudeł na razie tez nie chce rozpakowywać… aha i poproszę na słono (Mer juz prawie cieknie ślina)

Mark: Taa... na pewno. Tylko kto? Z nieba Ci gosposia nie spadnie. Trzeba wynająć.
( Mark wyjmuje z lodówki ser żółty i szynkę ). Przydało by się też zrobić zakupy.
Można by tez wyprać firanki i umyć tą lodówkę bo zgnije od wewnątrz niedługo. A firanki się rozsypią w pył. Kiedy ty ostatnio tutaj sprzątałaś bo dom jest w opłakanym stanie.
( Mark obraca się z tacą pełną smakowitych tostów) Śniadanie do stołu podano. ( Mark przeciera ręką stół, w powietrze wzbijają się tumany kurzu ).

Meredith: Gosposie? To chyba nie taki zły pomysł...Chyba, że ustalimy jakieś… dyżury, obowiązki domowe czy coś w tym rodzaju...w końcu chyba wszystkim zależy na porządku (myśli: mi nie zależy) i dziękuje za śniadanie (łapczywie rzuca się na talerz i zaczyna w szybkim tempie jeść przyrządzone przez Marka tosty)

(Addison niesiona zapachem tostów, popisowego śniadania Mark'a, podąża do kuchni, w końcu zdążyła poznać zdolności kulinarne Mark'a po 2 miesiącach wspólnego życia. Addison dociera do kuchni, widzi Mark'a przygotowującego tosty i Mer wcinającą tosty. Addison słodko całuje Mark'a w policzek)

Addison: Hej Mark. Kiedy wstałeś? Mmmm... tosty.

Mark: Mmmm.. a co ty dzisiaj taka słodka od rana? (całuje Addison dla odmiany w usteczka)
Częstuj się. Ty mi upiekłaś babeczki to nie mogłem pozostać gorszy. Na słodko czy na słono? ( Mark wyjmuje z lodówki jeszcze resztkę dżemu i bitej śmietany )
Jak spałaś?

Addison: Na słodko... Świetnie spałam, a wiesz coś o tym... (uśmiech wart tysiąca słów)
(Addison idzie do stołu, przy którym Mer pałaszuje tosty.)
Good morning Dr Grey! Jak się spało? Jak tościki smakują? Widzę, że bardzo... Mark jest dobry, absolutnie... we wszystkim. Coś Pani o tym już wie? Prawda? (Addison z powalającym uśmiechem na twarzy w denerwująco wesołym nastroju)

Meredith: (Mer powoli podnosi głowę z nad talerza, oczywiście coś jej spływa po brodzie) Dzień dobry dr Montgomery- Shepherd ( uśmiech bright and shiny) Spało się bardzo dobrze w końcu to mój dom(myśli: tylko przydałoby się trochę ciszy w nocy), a tosty oczywiście przepyszne...Dr Sloan jest rzeczywiście...mistrzem (myśli: ona wie, matko boska, aniele boży ona wie, tylko skąd?) Może kawy? (słodki głos)

Addison: Ta... (rozmarzony wzrok) zdecydowanie... jest mistrzem. Kawy... a tak chętnie. Tościki się nam kończą. (Do Marka) Mark kotku... kiedy następne tościki będą?

( w drzwiach pojawia sie jeszcze zaspana, ale już radosna jak szczygiełek Izzie)

Izzie: Dzień dobry, witam wszystkich!!! Ktoś sobie życzy śniadanko? Mam nastrój na naleśniki ... (jej wzrok właśnie trafia na pusty talerz Mer i ser na jej brodzie) Widzę, że ktoś mnie uprzedził i ... Mer, masz ser na twarzy. (odwraca się i widzi krzątającego się Marka) O! Dr Sloan! My Knight in Shining Whatever. Nie tylko uratował mi życie, jeszcze śniadanie zrobił *super uśmiech*

Meredith: Ser? Jaki ser? Oh… yyy (szybko ściera ser z brody) A co do śniadania to dr Sloan chyba nie da ci umrzeć z głosu. Siadaj i delektuj się jednym porządnym posiłkiem na miesiąc (myśli: przynajmniej w moim przypadku). Alex jeszcze śpi?

Izzie: Alex, tak, dobrze, że chociaż nie chrapie *Izzie spogląda pożądliwie na słoik z dżemem i bitą śmietanę* czy jest szansa, że załapie się na tosta na słodko Dr Sloan?

Mark: Widzę, że moje tosty mają większe powodzenie niż ja ( czaruje panie obecne w kuchni swoim uśmiechem ) Meredith masz może jeszcze jajka? ( Mer wskazuje na szafkę nad kuchenką ) O to dobrze. Masz może jeszcze jakiś chleb? To dorobię jeszcze kilka tostów zanim pójdę dla Izzie. Jeszcze ktoś chętny?

Izzie: (Izzie dostaje w końcu upragnionego tosta) mhmmm... Dr Sloan, ten tost jest genialny (mówi z pełnymi ustami, oblizując palce z dżemu), jest prawie tak dobry jak moje babeczki, prawda Addie?

Mark: ( Mark odwraca się do Addison ) Jej babeczki? Czy mnie słuch nie myli?

Addison: (Addison nadal bright and shiny) Taa... wyśmienite. A tak babeczki Izzie, razem piekłyśmy dla Ciebie Przecież wiesz, że moje zdolności kulinarne są zerowe (trzepota rzęsami)

(zaspany Alex wchodzi do kuchni i się przeciąga)

Alex: Co za piękne zapachy.. (Alex bierze od Izzie tosta i go zjada)

Mark: ( Mark uśmiecha się do Addison ) Liczą się intencje i dobrze chęci. Kocham Twoje zalety i wady ( patrzy na niezadowoloną Addison ) Ale ty przecież wad nie masz kochanie ( całuje Satan w czoło )

Izzie: Alex!!! to było MOJE!!! co ja jestem instytucja charytatywna? dzięki mnie masz gdzie spać, teraz mam cię jeszcze karmić? niedoczekanie... Jestem głodna ... *mina smutnego, głodnego szczeniaka*

Alex: Dzięki tobie mam gdzie spać chyba zapomniałaś to jest dom Meredith (Alex oddaje Izzie tosta) trzymaj

Meredith: Jak miło, że ktoś jeszcze o tym pamięta (mruczy) Jakie macie plany na dzisiejszy wieczór? Czy powinnam się przygotować na zbieranie kogoś z podłogi? Sprzątanie wymiocin? (myśli: musze kupić nowy zapas tequili) Nie obraźcie się, ale wolałabym wiedzieć teraz, bo nie jestem przyzwyczajona do innych alkoholików w tym domu poza mną (standardowy, poranny bełkot)

Mark: Chętnie bym się napił troszkę. I wybrał się gdzieś. Co ty na to Addison ( Addison odrywa wzrok od tosta ) No co? Jest może gdzieś w pobliżu jakaś impreza? w piątek można zaszaleć. Znaczy ja mogę.. bo w sobotę mam wolne ( widzi nienawistne spojrzenia współlokatorów ) ( mruczy: nie umiem jeść śniadania w grupie... )

Addison: Piątek jest dobry. A jak reszta? Jak tam wasze dyżury? Oł... dr Grey co Pani na to?? (pocieszny uśmiech)

Meredith: Wy macie na myśli imprezę tutaj? W moim domu?! Nie wierze, że po tym wszystkim....to jest po prostu.... (Mer zastanawia się chwile, analizuje wszystkie za i przeciw) ...bardzo dobry pomysł ! (myśli: tequila, duuużo tequili). Chyba wszystkim przyda się odrobina relaksu. Tak, to miało znaczyć zapraszajcie ile chcecie i kogo chcecie. I nie będziecie mieć nic przeciwko, że ja zajmę się alkoholem? (myśli: niech tylko ktoś ma coś przeciwko to zabije). No i piątek jak najbardziej jest dobry. Alex? Izzie? Wam chyba też pasuje?

Izzie: (Izzie kończy pochłaniać odzyskanego tosta) jasne!! mnie pasuje, mogę zaprosić kilka osób? Ja w sumie nie mam dużo znajomych, więc to chyba nie problem ?

Alex: impreza ooo tak ja jestem za.... *mówi do Izzie i Addison* Tylko nie przesadźcie *uśmieszek*

Ciągle ten sam poranek, tuż po śniadanku.

( Mark wpełza po schodach i podąża ze ściśniętym pęcherzem do toalety na piętrze ale ta juz jest zajęta. Schodzi więc na dół. Tamtejsza jest jeszcze wolna. Przyspiesza więc kroku i wpada prosto na Izzie która zderza się z nim czołem)

Mark: O Dr Stevens! Co za dotkliwe spotkanie ( pociera guz na czole). Wiesz śpieszę się do pracy i musze przedtem skorzystać z toalety. Wybacz tą stłuczkę.. ( zmierza dalej w stronę toalety )

Izzie: (Izzie szybko orientuje się w sytuacji i zastawia drzwi swoją olśniewającą osobą) Nie, nie... Ja też się śpieszę! Jeśli pan się spóźni Dr Sloan, nic się nie stanie. Jeśli ja się spóźnię Dr Bailey mnie zabije. I tak mam już przechlapane po wczorajszym zajściu. Proszę mnie nie narażać na takie niebezpieczeństwo *mina kota ze Shreka*

Mark: Stevens.. (wzdycha) postawie sytuacje jasno. Jeśli nie odejdziesz od tych drzwi będę musiał Cię odciągnąć siłą bo mój pęcherz nie wytrzyma ani minuty dłużej. Wejdę pierwszy, jestem szybki w tych sprawach. Umalować i tak się zdążysz chociaż ładnie Ci i bez makijażu.
Jeśli nie odejdziesz to będziesz miała nie tylko do czynienia z Dr Bailey która i tak Cię kiedyś zatłucze ale jeszcze ze mną bo nie chcę popuścić moczu w holu. Is it clear for you? ( przestępuje z nogi na nogę ) Nie zarażaj mnie na taki wstyd.

Izzie: (zrezygnowana Izzie przepuszcza Marka do łazienki) Ja tu czekam!!!

( Mark szybko załatwia swój interes i wychodzi )

Mark: Proszę bardzo, wolne.

Zoologiczny

(Mer po śniadaniu wychodzi do sklepu po jajka. Dochodzi do wniosku, że kurze są za małe, więc decyduje się kupić kilka strusich w zoologicznym, wchodzi do sklepu)

Meredith - Dzień dobry ( myśli: jak tu cuchnie! Ale czego się nie robi dla pysznych dorodnych strusich jajeczek..omlet jak marzenie) Ooo.. przepraszam.. (Mer rozglądając się po sklepie wpada na nieznajomego)

Finn - (Wyrwany z zamyśleń nad najlepszym środkiem przeciwbiegunkowym dla klaczek Finn odwraca się i zauważa ciekawą osóbkę z resztkami sera we włosach..)
Ależ nic się nie stało, to bardzo miłe zostać staranowanym przez tak przyjaźnie wyglądającą osobę... ( i prezentuje Mer swój uśmiech "króla balu")

Meredith - Mówisz przyjaźnie wyglądającą? Już dawno nie byłam przyjaźnie wyglądająca. O nie, patrzysz na mnie tym wzrokiem. To pewnie znaczy, że mam coś we włosach albo na brodzie. I moja intuicja podpowiada mi, że jest to kawałek sera ( Mer wyciąga resztki sera ) A skoro nie masz mi za złe tego, że cie staranowałam, może mógłbyś mi pomóc? (proszący uśmiech) Szukam jaj. (Pod wpływem rozbawionego wzroku Finna Mer się czerwieni). Eee...chodzi mi oczywiście o strusie jaja...mam ochote na..ee.. duży omlet, więc pomyślałam, że nie opłaca się kupować kurzych. Wyglądasz na osobe, która często tu bywa, więc może pokażesz mi co i jak? (myśli: Boże znowu udaje głupa. Jaja! Też coś!)

Finn - Nie jesteś przyjazna? Ależ ja dostrzegam w Tobie pokłady wewnętrznego ciepła.. A z serem Ci bardzo do twarzy...(widząc zdziwioną minę Mer myśli: chyba sie zagalopowałem i odchrząkując mówi) Strusie jaja? Duży omlet? Oczywiście, że mogę Ci pomóc. O strusie jaja musisz poprosić przy kasie, bo one są przechowywane na zapleczu ( myśli: jak na tak chudą istotkę musi mieć niezły apetyt) Ale takie jedno jajo waży sporo, jeśli chcesz mógłbym Ci pomóc zanieść je do domu?

Meredith - Pokłady wewnętrznego ciepła...taak zdecydowanie mam pokłady wewnętrznego ciepła (głupi uśmiech całkowicie zauroczonej Mer) Naprawde mógłbyś mi pomóc zanieść je do domu? Napewno masz sporo pracy... Właściwie czym się zajmujesz? ( rozmawiając z Finnem, Mer podchodzi do kasy i kupuje kilka dużych strusich jaj)

Finn - Jestem weterynarzem. Szczególnie pasjonują mnie klaczki, to urocze zwierzęta... (myśli : ale nawet one mają czasem biegunkę) jeśli cię to interesuje, mogę opowiedzieć ci o mojej pracy w czasie drogi, bo zaoferowałem pomoc i nie mam zamiaru sie wycofać.. to co idziemy?
A tak w ogóle nazywam się Finn Dundrige i jest mi bardzo miło Cię poznać (again - król balu)

Meredith - Oh ale ze mnie oferma zapomniałam się przedstawić, jestem Meredith Grey (podaje mu ręke, ach te wibracje xD) Miło mi cię poznać Finn (tym razem podaje mu torbe z jajkami). A więc jestś weterynarzem? Czasami myśle, że też wolałabym prace ze zwierzętami niż z ludźmi, zwierzęta przynajmniej nie mówią. Ja jestem stażystką w SGH i moje życie jest uzależnione od humorów pacjentów.

Finn - Ooo stażystka w szpitalu? Jak miło...( przepuszcza ją w drzwiach i razem wychodzą ze sklepu kierując się w stronę domu Mer) a więc łączy nas coś więcej niż strusie jaja (promienny uśmiech)...Leczenie zwierząt to nie jest taka prosta sprawa..Można utknąć na dobre przy półce ze środkami przeciw biegunce... (myśli : Bożesztymój nawet nie czuję, kiedy rymuję) Ech.. ale zwierzęta czasem są bardzo inteligentne. Takie klaczki na przykład potrafią bardzo szybko ocenić charakter człowieka. Ciekawe jak zareagowałaby moja "Księżniczka" na twój widok...

Meredith - Nazwałeś klaczke ''Kasiężniczka''? Ty naprawde kochasz zwierzęta! I uwierz ludzka biegunka bywa równie straszna. (myśli: lewatywa nie lepsza) Zawsze chciałam mieć zwierzątko, ale moja matka była troche przewrażliwiona na ich punkcie (myśli: była starą, złośliwą jędzą) Teraz jestem stażystką więc nie mam na to czasu... (powoli dochodzą do domu Mer)

Finn - "Księżniczka" to stara, poczciwa szkapa... prawie jak biały rumak, a ja mogę być księciem z bajki ( promienny uśmiech Finna wyraża więcej niż tysiące słów) Eh..Wyobrażam sobie jak musi być Ci ciężko w pracy.. Pewnie brakuje Ci czasu dla przyjaciół i chłopaka.. (Finn chce dyskretnie zbadać sytuację)
(W niedalekiej oddali na horyzoncie oczom Finna ukazuje się dom, który jak podpowiada mu wrodzona inteligencja, idealnie pasuje do Meredith)

Meredith - Chłopaka? Jestem..szczęśliwym singlem (myśli: taa, cholernie szczęśliwym) A praca cóż, jest ciężko, ale takie życie wybrałam..Na szczęście czasem możemy liczyć na chwile wytchnienia np na dzisiejszej imprezie...Właśnie może wpadniesz? Impreza jest u mnie w domu i to chyba jedyny sposób w jaki moge ci się odwdzięczyć za pomoc, a zanjąc moich współlokatorów, będzie tam niewiele normalnych osób..

Finn - Szczęśliwym singlem powiadasz...Ech.. Najlepiej być szczęśliwym we dwoje... Bardzo dziękuje za zaproszenie na imprezę, ale nie chciałbym żebyś wzięła mnie za Don Juana z zoologicznego, który wyrywa panienki na strusie jaja, a później wprasza się do domu...

Meredith - (Mer ku swojemu zdziwieniu zczyna być Bright&Shiny) Większość ludzi na tej imprezie wprasz się dodomu, więc czuj się zaszczycony zaproszeniem od samej właścicielki...A jak już przyjdziesz to może kiedyś zaprosze cię na omlet...w końcu takie jajka nie mogą się zmarnować..

Finn - Och, dziękuję w takim razie przyjdę na pewno...tylko o której ? A zaproszenie na omlet z chęcią przyjmę pod warunkiem, że ja Ci je zrobię... bo musisz wiedzieć, że jestem świetnym kucharzem (Finn stara się jak może, ażeby oczarować Meredith swoim urokiem osobistym i promiennym uśmiechem)

Meredith - Zacząć powinno się około 17 i z góry uprzedzam nie zraź się widokiem bo nie wiem co dokładnie szykują moi współlokatorzy, a ja odpowiadam tylko za alkohol (mysli: ale wyskoczyłam, co on sobie pomyśli, lekarka- alkoholiczka) A co do omletu to pozwól mi się wykazać, chyba nie jestem aż takim beztalenciem (myśli: mój boże musze jak najszybciej poprosić Sloana, żeby nauczył mnie robić omlet) O cholera, to już ta godzina! Za chwile musze być w szpitalu, widzimy się więc na imprezie i jeszcze raz dziękuje za pomoc ( biegnie do domu i macha do Finna)

Stołówka

(Stażyści zbierają się w stołówce. Meredith podchodzi, siada, zaczyna szybko jeść, wszyscy są zdziwieni, że jeszcze jest czysta.)


Meredith: Cholera jasna, piątek, a ja cudem znalazłam chwilę na lunch, chyba specjalnie nas męczą, żeby zmarnować nam wolne popołudnie. Jak myślicie, ile alkoholu zamówić na imprezę? (Widzi zdziwione spojrzenia Cris i Georga.) Alex, Izzie, nie powiedzieliście im jeszcze o imprezie? (Rzuca błagalne spojrzenie na Cristinę i mówi do niej szeptem:) Masz przyjść, bo, znając życie, przyjdą sami dziwacy! Oczywiście George przyjdź razem z Callie (myśli: jedna osoba więcej czy mniej i tak nie zrobi różnicy.)

Alex: Alkoholu tyle, aby dla wszystkich starczyło, czyli dużo, dużo i jeszcze raz dużo.

Cristina: Impreza... Taka impreza-impreza? Z gostkami z psycho? Z pielęgniarkami?

George: Imprezaa !! Yaaaaay, a bedzie tequila??? PSYT... Mer, zobaczysz, zrobimy ci niespodziankę z żoną... byle do imprezy (Uśmiech numer 1.)

Meredith: Ja organizuje alkohol, gości zostawiam na waszej głowie. Ale goście z psycho? Trzymajmy się jakiegoś poziomu... A co, myślicie, żeby zaprosić Bailey i Burke'a? A może szefa? Nie patrzcie tak na mnie, nie chcę się podlizywać tylko... dać im trochę... ehm... rozrywki...

Cristina: Wystarczającą dla nich rozrywką jest poniżanie nas. Żadnych rezydentów! Ani szefów!

George: Popieram, żadnych rezydentów!!! (Jeszcze ich tam brakuje.) Ja pozałatwiam trochę gości... bardzo fajnych gości (Żebyś tylko wiedziała, kim oni będą.) A co do niespodzianki, ode mnie to przyszykuj się na poważne zaskoczenie. (Wparujemy z żoną i będzie wejście smoka.)

Cristina: Przyszykuj się na zaskoczenie, dobre, co, Callie w ciąży jest? Mer, pamiętaj, ja piję tylko wódkę! Dużo wódki.

George: (Chciałabyś chyba... a może i jest w ciąży tylko, że ja o tym nie wiem.) Nie, Callie nie jest w ciąży póki co... To będzie o wiele lepsza niespodzianka. (Ciekawe, czy Mer jeszcze pamięta o naszej przeprowadzce do niej.) Ja tylko mogę pić pędzony bimber i tequilę, no, w wyjątkowej sytuacji, może być jeszcze whisky.

Meredith: Czekajcie, zaraz zapiszę... bimber, wódka, whisky, tequila... dużo tequili i, Georgie, mam nadzieje, że ta niespodzianka nie jest zbyt szokująca, bo liczę na jak najmniej wrażeń w ciągu dnia... (myśli: mam nadzieje, że rano nie zastanę nikogo pod stołem.)

George: Tylko zapisz jeszcze, że ten bimber ma być pędzony w jak najlepszych warunkach, bo wtedy najlepszy. (Niech mi tylko zły bimber będzie, to się wtedy policzymy!) A, i z tą niespodzianką to się nie martw, nie jest aż tak szokująca. (Może i jest, ale co tam.)

Alex: Ej no, czemu nie zaprosić Bailey? To tak samo nie powinnaś zapraszać Sloana i Addison. A co do picia, to dużo whisky.

Cristina: No przecież nie będzie McBitch i McSteamy'ego, right? Mer? Meredith Grey?! (Nie będzie ich, nie będzie, nie będzie, nie mogę sobie reputacji zepsuć.)

George: No może Bailey, ale tylko ją jako jeden wyjątek, bo po co resztę, i tak nasze życie marnują (Za te nasz krzywdy.) Ja mogę pozałatwiać, jak chcecie, dużo materacy (W razie, jakby doszło do czegoś, a, znając życie, na pewno dojdzie.) No i oczywiście muzyka... Skminię taką, że aż wam szczęki poodpadają (Uśmiech nr. 2.)

Meredith: Cristina... przetrawiłaś już informacje, że oni ze mną mieszkają? Co, mam zrobić imprezę i wywalić ich na noc do hotelu? No... szczerze mówiąc... z miłą chęcią bym tak zrobiła, ale to niemożliwe. I Alex ma racje, że w tej sytuacji chyba powinniśmy zaprosić innych rezydentów... Na pewno się dowiedzą, a wyobraź sobie, co będzie, jak ich nie zaprosimy... Będą się mścić przez miesiąc... To kto powie Bailey i Burke'owi?

Cristina: Nie, nie trawię informacji na tematy inne niż operacje. I czemu nie do hotelu? Słyszałam, że się bzykają po kątach, więc hotel będzie im na rękę, nogę, czy co tam jeszcze. Zaraz, Burke? Po co on tutaj? Na pewno będzie zajęty. (Musi być, musi!)

George: Ja zaraz mam operację z Bailey, więc ja jej mówię.

Meredith: Nie wiem, czy Burke jest zajęty, ale wypada przynajmniej zapytać... Nawet jak będzie miał czas, to chyba nie jest zbyt imprezowym typem, więc powinniśmy go mieć z głowy... Wątpię, żeby pojawił się na imprezie. A co ty taka zdenerwowana? Rozumiem, że nie chcesz Bailey, ale Burke chyba cię lubi... W końcu jesteś najlepsza..

Cristina: Wiem, że jestem. (Unika tematu Burke'a.)

Meredith: No to może ty mu powiesz?

George: To co, mam iść mówić Kapo? (Dziwna mina.)

Cristina: Czemu mam iść do Burke'a? Jestem zbyt zajęta. Za chwilę muszę... eee... karty wypełnić.

Meredith: Jeśli możesz George... Tylko taktownie... Nie może pomyśleć, że uważamy ją za zgreda, nudziarę czy cokolwiek gorszego...

George: Cristina... a ty czemu tak na temat Burke'a nie chcesz gadać, co? A co do Bailey, powiem jej jak należy (Tylko jak...? Coś jej nagadam... ale co tam.)

Cristina: Ja mogę gadać o wszystkim, byle nie teraz, lecę karty powypisywać. Znaczy powypełniać. Znaczy... whatever.

(Xtina odchodzi.)

George: No i sobie poszła (Kurcze, czyżby coś między nimi było...? - myśli) Ej, wy o czymś wiecie, o czym ja nie wiem, ale mi powiecie... Chodzi mi Krystynę i Burke'a. Czy między nimi coś jest??? (Niezręczna sytuacja.)

Izzie: Bożesztymój, zobaczcie, która godzina!!! Idziemy!!! (Wszyscy podnoszą się z hukiem z krzeseł i szybko wychodzą, zostawiając biednego, gadającego do siebie George'a.)

(Sloan czeka na obiecanego na obchodzie przez Bailey stażystę. Czeka i czeka i doczekać jednym słowem się nie może. Wtem w drzwiach pojawia się zdyszana Cristina.)

Mark: Ooo... Wreszcie ktoś mnie zaszczycił swoją obecnością. Jak miło. A dr Bailey mówiła, że przyśle kogoś kompetentnego...

Cristina: Dr Bailey mówiła, że będę pracować z mężczyzną. To ja pójdę go poszukać.

Mark: Hmm.. z charakterkiem... (Mierzy Cristinę od stóp do głów.) To mi się podoba... Zepsuta kobieta należy do tego rodzaju istot, których mężczyźni nigdy nie mają dosyć.

Cristina: Zepsuty chłopiec należy do tego rodzaju istot, których każdy ma dosyć. Jednak z całą pewnością nie zostałam tutaj wezwana, by się przekomarzać z panem, dr Sloan. (Cristina przybiera wyczekującą minę.)

Mark: No bynajmniej nie. Co wiesz o Ginekomastii?

Cristina: Ginekomastia to powiększenie się sutka u mężczyzny, na skutek rozrostu tkanki gruczołowej, włóknistej i tłuszczowej. Gruczoł piersiowy ulega jednostronnemu lub obustronnemu powiększeniu, jest obrzmiały i może być bolesny. Ginekomastia spowodowana jest zaburzeniami hormonalnymi, najczęściej na skutek leczenia hormonalnego. Występuje w każdym wieku, zwłaszcza jednak w okresie dojrzewania. Najlepszą metodą leczenia jest wycięcie nadmiaru tkanki tłuszczowej.

Mark: Co jest wskazane przed operacją?

Cristina: Przeprowadzenie podstawowych badań laboratoryjnych, jeśli ogólny stan zdrowia pacjenta jest dobry, można przeprowadzać operację.

Mark: Nie tylko podstawowe badania laboratoryjne. Przed operacją wskazana jest konsultacja endokrynologiczna oraz USG piersi.
Ile będzie trwał zabieg i jakie znieczulenie zastosujemy? (Widzi wymęczony wzrok Cristiny.) Wybacz, że zasypuję cię lawiną pytań, ale są tu nowe wymogi, a to jest szpital edukacyjny, a ty wyglądasz na osobę ambitną.

Cristina: Zabieg chirurgiczny przeprowadzany jest zwykle w znieczuleniu ogólnym i trwa około półtorej godziny. Po zabiegu należy pozostać w klinice jedną dobę.

Mark: Bardzo dobrze. Jakie mogą wystąpić efekty uboczne?

Cristina: Występować mogą: infekcja, uszkodzenia skóry, nierówności powierzchni, krwawienie oraz gromadzenie się płynu w miejscu operowanym. Jeżeli asymetria piersi jest znaczna należy przeprowadzić kolejny zabieg korygujący nadmiar tkanek. Często natomiast zdarza się przejściowa utrata czucia brodawki sutkowej lub odczuwalne jest jej zdrętwienie. Objawy te najczęściej ustępują w ciągu roku.

Mark: A co wiesz o rekonwalescencji i trwałości efektu końcowego?

Cristina: Niezależnie od techniki zabiegu, wycięcia czy odsysania, przez kilka dni pacjent może odczuwać pewnego rodzaju dyskomfort. Dla wyeliminowania dolegliwości bólowych należy przepisać leki przeciwbólowe. Przez pewien czas obszar operowany będzie opuchnięty i mogą być widoczne siniaki. W celu zminimalizowania opuchnięcia zalecane jest noszenie przez okres 4 tygodni specjalnego stroju uciskowego - kamizelki. Opuchnięcie zwykle mija po kilku tygodniach. Szwy skórne usuwane są po tygodniu. A efekt końcowy jest trwały, eee... długo. (Wściekła mina Cristiny świadczy o tym, że niechętnie okazuje swoją niewiedzę.)

Mark: Z grubsza dobrze, ale chodziło mi raczej o suche fakty więc...
Opatrunek wokół klatki piersiowej: 7 dni.
Powrót do pracy: ok. 7 dni.
Intensywne zajęcia: 2-3 tyg.
Obrzęk: do 3 miesięcy.
Efekt końcowy jest.... trwały (Uśmiecha się do Cris.) Z tym się zgodzę.
Zaburzenia hormonalne lub gwałtowna zmiana wagi mogą spowodować powrót zniekształcenia, ale miejmy nadzieje, że tak się nie stanie w tym przypadku. Operacja jest twoja. Przygotuj pacjenta co zabiegu i zamów sale. Panie Grissom... wszystkie pytania proszę kierować do dr Yang.
See soon...

(Mark daje Cristinie kartę , zabiera cappucino i wychodzi.)

Cristina: Ale z tego McSteamy'ego McVomit. Dziad dupkowaty, wszystko dobrze powiedziałam przecież. Eee, a! Za chwilę przygotuję pana do zabiegu, proszę się rozluźnić w tym czasie. (Cris zamierza wyjść z pokoju.)

Gil Grissom: Hej, czekaj no, wszystkie pytanie do ciebie miałem kierować. No więc... co bardziej kręci kobiety: duże czy małe sutki? A może takie, jak w reklamie Mentos? Powiedz mi to słodziutka. Bo zastanawiam się nad powiększeniem sutków, ale nie do końca jestem do tego przekonany... Oczywiście mam nadzieję, ze pomożesz mi podjąć decyzję.

Cristina: (Uśmiech numer 1 - "spadaj".) Zaraz zawołam siostrę Betty, ona jest specjalistką od sutków. Ma pan jeszcze jakieś pytania?

Gil Grissom: (Szeroki uśmiech.) To siostrę Betty zaraz zawołasz i mi tu obie powiecie, co o tym sądzić. A teraz pytanie na temat tej najbliższej operacji... Jakie intensywne ćwiczenia muszę wykonywać przez 2-3 tygodnie? I kto będzie je ze mną wykonywał, myślisz, że jeśli poproszę dr. Sloana to przydzieli mi ciebie? (Puszcza oko.)

Cristina: Myślę, że jeśli poprosi pan dr. Sloana, to on będzie ćwiczył z panem. A jakie? Niestety, jak pan zapewne zauważył, przerośnięte męskie sutki nie interesuję mnie aż tak bardzo.

Gil Grissom: Ale ja nie chcę doktora Sloana! Ja chcę ciebie, ciebie, ciebie! Możesz Betty do towarzystwa zabrać! No i na czym te zajęcia intensywne mają polegać?

Cristina: (Udaje, że nie usłyszała początku.) Na ćwiczeniu klatki piersiowej oczywiście. A przy okazji reszty ciała.

Inna część szpitala

(George idzie przez korytarz i szuka Bailey)

George: Gdzie ona jest? Znowu jej nie ma? Jak jest niepotrzebna to zawsze się odnajduje (mina zgreźnika) O doktor Bailey!! (wkońcu się odnalazła na szczęście, ale po co? Może jej o imprezie nie powiem? Nie no powiem ... albo nie ... nie no powiem jednak ) Ehmmm ... chcę coś powiedzieć ... no jest akcja imprezy u Meredith, no i jest pani zaproszona!!! ( jeju ona bedzie u Mer w domu, bedzie mnie prześladowac, pfuuu bedzie nas prześladować ... co jest, o czym ja myśle ) No mam nadzieje że przyjdziesz, to znaczy że my mamy nadzieje... ( ups chyba powiedziałem do niej na ty ups ... słodki uśmiech numer 1).

Bailey: O'Malley!
Jeżeli już to czy przyjdzie pani, dr Bailey! Nie po to studiowałam tyle lat, potem byłam najlepszym stażystom i męczyłma sie w tym szpitalu tyle lat żeby jakis stażysta mówil do mnie per Miranda!
Jaka impreza? Z jakiej okazji? Co Wy kombinujecie O'Malley? I czego sie tak szczerzysz?

George: Co ? (George patrzy głupkowato, co uspokaja dr Bailey, bo wreszcie zaczyna zachowywać się jak zwykle.) A impreza... tak, tego... u Meredith.... znaczy u Dr Grey i Dr Stevens... i.... (Coś sobie przypomina) i dr Sloana i dr Shepherd, znaczy Mongomery- Shepherd, znaczy.... Znaczy ja nie wiem! Nikt mi nic nie mówi! Nikt mi nie daje operować! Z nikim nie moge uprawiać Sexu. (Opiera się na ramionach Bailey i wzrokiem szaleńca patrzy jej w oczy.) Nikt. Biedny George. George nie mieć sex. Impreza. (Bailey daje mu w twarz, George staje w osłupieniu po czym odchodzi w stronę izby przyjęć)

Bailey: O'Malley, weź sie w garśc! co Ty wygadujesz!
I co powiedziełeś? Rezydenci mieszkaja razem ze stażystami? Czemu ja o tym nic nie wiem? Kto wyraził na to zgodę? Przecież tam jakieś orgie muszą odchodzi!

George: Orgie? (George zaczyna sie ślinić.) Nie no, ja nic nie wiem. Ja jestem jedynym stażystą, który tu w ogóle coś robi! Ja... Ja... Ja... (chlip) Ja nie mam pojęcia o orgiach, ja nie mam pojęcia o niczym! Ale oni tam na pewno nic złego, na pewno... Bo tam jest moja Mer, a Mer jest niewinna jak owieczka. (Maślane oczy. George zaczyna bełkotać tak, że nawet Bailey, która widziała już wszystkich debili świata (a niektórych nawet wyleczyła), nie może go zrozumieć.)

Kuchnia

(Addison pociesznie próbuje przygotować sobie kolację, stara się jak może, jednak nie od dziś wiadomo, że zdolności kulinarne Addison są zerowe, no więc tworzy tą kanapkę i tworzy, oczywiście nic nie wychodzi, gdy, na szczęście dla Addison nadchodzi Mark...)

( Mark staje w drzwiach kuchni i patrzy na addison. Z politowaniem przekręca glowe na bok i nie odrywa wzroku od jej zmagań z nieokiełznanym plastrem sera Hochland który ostatecznie kończy na jej włochatym kapciu. Mark postanawia interweniować )


Mark - Hmm.. ( podchodzi do Addison od tyłu i łapie ja w pasie ) co robisz kotku?

(Addison w ekstazie patrzy na... serek spoczywający na jednym z 'włochaczy'. Po czy sobie uświadamia, co doprowadziło ją do ekstazy... odwraca się do Mark'a i z miłością w oczach)

Addison- Kanapkę robię... robiłam... dopóki nie pojawiłeś się w kuchni...(Addison patrzy Mark'owi w oczy...)

( Addison zakłada Markowi ręce na szyję, Mark nachyla się niebezpiecznie do Addison )

Mark - A mógłbym w czymś pomóc?

Addison - (nadal wpatrzona w Mark'a) No mógłbyś kolację zrobić... albo... (Addison błądzi rękami po torsie Mark'a) moglibyśmy się zająć czymś innym... sobą na przykład (Addison czule całuje Mark'a)

Mark - ( wyraźnie podniecony ) Moglibyśmy ale chyba powinniśmy zostawić sobie trochę siły na impreze i ... po ( całuje Addison ). A teraz wyglądasz na upiornie głodną więc może zróbmy tą kolacje (Odwraca Addison przodem do blatu kuchannego i bierze nóż)
No to teraz patrz uwaznie.. Bierzesz bakietke, kroisz w poprzek na równe kawałeczki i chojnie smarujesz masłem... ( tłumaczy dalej rozbawionej niedoszłej kuchreczce )

Addison - ( podaje czego Mark pragnie, serek, szyneczka, ogóreczek, pomidorek,... przechadzając się zmysłowo obok Mark'a, muskając i pieszcząc delikatnie jego kark, na co Mark zwraca coraz większą uwagę.) Jeszcze czegoś potrzebujesz Tygrysku?

Mark - Ciebie... ( Całuje namiętnie ) A kanapeczki już chyba gotowe.
Gdzie chcesz zjeśc? Salon? Sypialnia? Tam nam nikt przynajmniej nie bedzie przeszkadzał ( znowu całuje ) Hmmm?

Addison - Może salon... taki mały relaksik przed TV, Modę na sukces sobie pooglądamy. (Idą do salonu) Cały dom dla nas.. Banda niewyżytch stażystów kończy zdaje się dopiero o 22 (zachęcający uśmiech)

Mark - Dzisiaj impreza zapomniałaś? Wrócą o wieeele wczesniej a potem się narąbią .. Ale na razie dom jest cały nasz...
Zal by było tego nie wykorzystać.. Ale Moda na Sukces is good.

(Mark z Addison reklasują się oglądając 'Modę na Sukces')

Tuż przed imprezą



(Mark i Addison spoczywają pociesznie objęci na kanapce i wcinają dekoracyjne kanapeczki wymęczone przez obojga chwilę wcześniej w kuchni.
Oglądają "Modę na sukces" i śmieją sie do rozpuku )



(Mark wkłada Addison kawałek bagietki do ust.)



Mark: Myślisz że Rick wyzna Amandzie, że miłościom jego życia jest Amber?

(Addison karmi Mark'a kanapką)

Addison: Chyba za jakieś 200 odcinków, w międzyczasie Kimberly, dowie się, co z Amber i dzieckiem...

(Na tę miłą pogawędkę trafia Izz.)

Izzie: Yay! Addie, Dr Sloan!!! Macie kanapki! Widzę, że teraz z głodu już na pewno nie pomrzemy. *uśmiech* Mogę się poczęstować? (Izzie wciska się na kanapę pomiędzy Marka i Addison.) Co oglądacie?

(Mark niechętnie wpuszcza radosną jak szczygiełek i jednocześnie szczypiorek na wiosnę Izzie pomiędzy siebie i Satan. Addison prycha ze złości i rzuca Markowi jednoznaczne spojrzenie, którym prawdopodobnie sugeruje, że jak najszybciej muszą się jej pozbyć z pokoju. Mark odkłada kanapki na stoliczek, jak najdalej od Izzie. Pośpiesznie wyłącza telewizor.)

Mark: Oglądaliśmy ER ale właśnie się skończył... cóż za nieszczęsny zbieg okoliczności. Kanapek jest pod dostatkiem. Ale reszta czeka w kuchni. Jeśli chcesz, są twoje. (Addison wytrzeszcza oczy. Mark odpowiada wzruszeniem ramion i wzrokiem "No co?"). I po (myśli: po uratowaniu ci życia, po reanimacji usta-usta...) wspólnym zamieszkaniu możesz mi już chyba mówić Mark. W końcu jesteśmy współlokatorami. (Addison jeszcze bardziej wytrzeszcza oczy, a Mark rzuca jej kolejne spojrzenie z serii "No co?" Tym razem po tytułem "No co znowu?") I właściwie to mieliśmy zamiar iść na górę do sypialni i dokończyć rozmowę... (Twarz Addison nabiera takiego wyrazu, jakby chciała powiedzieć "Wreszcie gada do rzeczy" i uśmiecha się piekielnie. W tym momencie Izzie przypuszcza atak na kanapki, ale Mark w porę bierze talerz do rąk.)

(Jednak sprytnej i zwinnej Izzie udaje się dopaść jedną, nie zważając na komentarze Marka, usadza się wygodniej na kanapie)

Izzie: Mhhmmm... Pycha! Co myślicie o tym wspólnym mieszkaniu? Addie, dlaczego tak zamilkłaś i minę masz taką dziwną, coś cię boli?

(Addison milczy sobie jeszcze chwilę, po czym...)

Addison: A cześć Izz, tak się zamyśliłam jakoś, ten serial taki fascynujący i pasjonujący. (No i jak teraz na górę wpełzniemy... Posyła Markowi pytające spojrzenie.) A Ty co tutaj już robisz? Myślałam, że masz dyżur do 22?

Izzie: Nie, nie, dzisiaj na szczęście mogłam wyjść wcześniej. (Izz rozgląda się za kolejną kanapką.) Planujecie coś specjalnego na dzisiejszy wieczór?

Mark: Planowaliśmy spędzić trochę czasu we dwoje. SAM NA SAM (mówi bardzo wolno i dosadnie). Ale jeśli samotność ci aż tak doskwiera, to możemy zmienic troche plany... Na przykład zostawić ci połowę kanapek i iść na góre. Sami....

(Izzie patrzy zdezorientowana na Marka.)

Izzie: No tak, troje to już tłum... to ja lepiej pójdę....

Addison: (No co ona, czyżby lubiła tłum... No bez przesady, przecież są jakieś granice.) Izzie Słonko... zaczekaj, Mark chciał tylko powiedzieć, że chcieliśmy spędzić razem trochę czasu... zanim impreza się zacznie. A właśnie, bo będziesz na imprezie?

Izzie: Nie, Mark miał racje, wy zostańcie. Ja muszę trochę odpocząć, pójdę pod prysznic, mam pokój dla siebie póki Alexa nie ma...
(Izzie kieruje się ku schodom.) A, i dzięki za kanapkę!


(Addison patrzy znacząco na Marka wzrokiem "Sexu już nie będzie", Mark wzdycha, patrzy na odchodzącą Izzie. Postanawia uratować sytuacje na ile sie da i poudawać super hero.)

Mark: Izzie! Nie chciałem być nieprzyjemny. Będziesz na tej imprezie? Nie może tam zabraknąć Miss Uroku Osobistego
(myśli: no to teraz sexu na pewno nie będzie).

Izzie:
(Izzie uśmiecha się) Pewnie, że będę i dlatego muszę iść, i trochę się przygotować, bo inaczej będzie Miss Zombie.


(Addison przygląda się Markowi zmrużonymi oczami.)

Mark: A jesteś z kimś umówiona?
(Mark zastanawia się, dokąd ta rozmowa zmierza, a Addison świdruje go wzrokiem i zapewne zastanawia się, co on knuje.)

Izzie: Nie, przyjdę sama i będę szukać szczęścia.
(Izz wychodzi, uśmiechając się figlarnie.)

Mark: A szukaj, szukaj... Kto wie...? Może znajdziesz je u siebie w pokoju na podłodze. Jak nie, to na imprezie będzie pełno pseudo ogierów. Do wyboru, do koloru.
(Mark patrzy na zniecierpliwioną Addison.) A teraz...

Dom Meredith, impreza się rozkręca..

(Nie minęło pół godziny imprezy, a dom jest zapełniony ludźmi. Mer chodzi po domu, z nieodłączną butelką tequili, lekko już wstawiona, zastanawiając się kim w ogóle są te osoby. Wchodzi do kuchni, żeby trochę odetchnąć i widzi Izzy siedzącą pod ścianą, najwyraźniej też nie całkiem trzeźwą. Podchodzi i siada obok niej)

Meredith - Nie jestem imprezowym typem. Szczerze mówiąc zrobiłam tą imprezę tylko po to żeby nie wyjść na zrzędliwą właścicielkę starego domu, w którym jedzie starymi skarpetami. Właśnie dlaczego tu jedzie starymi skarpetami? Mniejsza o to. Kto zaprosił tu tylu ludzi?! Czy ten łysy facet jest z psychiatrii? My nie znosimy psychiatrii! nie sądziłam, że dożyje dnia kiedy po domu mojej matki będą się szwędać podejrzane typy z drugiego końca szpital ( pociąga łyk)

Izzie - (Izzie bierze butelkę od Meredith i też pociąga spory łyk) Ja zaprosiłam gościa z psychiatrii , ale to długa historia... A co ja mam powiedzieć? Odstawiłam się jak szczur na otwarcie kanału i siedzę sama na kuchennej podłodze... Ja ostatnio pół życia spędzam pijana na kuchennej podłodze! Sama! Życie stażysty to dno!

Meredith - Dobra wybaczam ci gościa z psychiatrii, ale widziałaś jak on patrzył na Georga? Mógłby go zgwałcić na kanapie w salonie... (kolejny łyk) Nawiasem mówiąc dziwie się że z twojego pokoju nie odchodzi ostry sex, w końcu wyglądasz jak idealna miss mokrego podkoszulka. A ja? Zaprosiłam tu Finna, a teraz się przed nim ukrywam, bo chyba jest za cudowny dla mnie. Ma syndrom księcia z bajki, ale ja raczej nie wyglądam na księżniczkę . Właśnie, poznałaś już Fina?

Izzie - Finn, nie jeszcze nie znam! Jakaś nowa zdobycz? Mer skąd ty bierzesz tych facetów? I co z nimi robisz??? Ja mam jednego na podłodze koło łóżka, a siedzę tutaj z tobą i butelką tequili. A Miss, to ja jestem Uroku Osobistego *dodaje z ironią w głosie*

Meredith - (zaczyna coraz bardziej bełkotać) No zazwyczaj to biorę z baru, ale on akurat napatoczył się w zoologicznym. Strzeż się podstępnych czarujących facetów w zoologicznym to moja dobra rada. A na tequile nie narzekaj dobra jest. Jak myślisz czy 65 butelek wystarczy? Zamówiłam jeszcze trochę Burbona i ponczu na wszelki wypadek (myśli: tak trochę). A Alex? To twój pokój i twoja podłoga! W końcu coś ci się należy i masz prawo wziąć to co twoje.

( W tym czasie Mark przygląda się z zainteresowaniem tym dwóm już prawie w sztok pijanym misskom i wlewa w siebie litry Burbona i wiskey. Czeka i czeka na Addison która nie może sie zdecydować co na siebie włożyć i wciąz siedzi w sypialni na piętrze...)

Izzie - Masz racje Meredith! To mój pokój! Moja podłoga! I mam zamiar to wykorzystać! (Izzie wstaje lekko się zataczając, zabiera butelkę tequili i z uśmiechem opuszcza kuchnie)

( Mark stoi sobie w salonie i sączy whisky. Dopija butelkę i sięga po kolejną. W tym momencie przypomina sobie że miał się ograniczyć. Tylko dlaczego? A taaak.. czeka na..na .. właśnie na kogo? Aaaaa.. na Addison. A czemu jeszcze jej nie ma? Patrzy na zegarek a tu juz 22. Stoi kolejne 5 minut próbując zebrać w całość jego pijane dirty minds pędzące niestety zbyt szybko przez jego umysł by je złapać. Nagle rusza w strone schodów ciekaw co jego ukochana robi sama na górze. Eee.. Mark ma nadzieje że jest sama.
Stawia nogę na pierwszym stopniu dłuuuugich i zdecydowanie zbyt kręconych schodów na ten wieczór. Wtem gdy liczy w myślach bezmiar wysiłku jaki włoży za chwile w pokonaniu tych schodów i żałuje że nie są ruchome jak w centrach handlowych wpada na niego niezwykle zdeterminowana Izzie )


Mark - Cholera! Co do... Oooo.. Izzie! ( posyła jej promienny uśmiech ) A to ty! Gdzie tak pędzisz?!

Izzie - O, Dr Sl... to znaczy Mark *uśmiech, ten za 1000$* ja cały czas szukam tego szczęścia i coś nie mogę znaleźć. Jak impreza udana? (patrzy na chwiejącego się Marka i butelkę) Widzę, że tak, hihi... A gdzie Addison? Nie widziałam jej na dole.

Mark - No właśnie ja też jej nie widziałem! Ani na dole, ani na górze! Znaczy właściwie to dopiero idę na górę sprawdzić co u niej bo martwię się już, wiesz? Miała tylko sukienkę wybrać a ty pół imprezy minęło.. whatever.. Whisky bardzo udana... ( pociąga łyka )
A co do Twojego szczęścia to też na górze go szukasz? ( zatacza się wprost na Izzie) O przepraszam...

Izzie - (łapie Marka za ramię by utrzymać równowagę) Wybór sukienki to nie jest taka prosta sprawa. A ja faktycznie liczę, że spotkam moje szczęście na górze... A jeśli nie tam, będę szukać dalej, jestem przygotowana na długie poszukiwania (z uśmiechem pokazuje Markowi butelkę tequili)

Mark - ( przejzdza Izzie ręcę po plecach ale opanowuje sie i odsuwa sie od niej opierając się jednocześnie o barrierke )
Czy zechciałabyś dotrzymać mi towarzysta w tej niebezpiecznej wyprawie na szczyt schodów?

Izzie - (Izzie opiera się o ścianę i przygląda Markowi) Oczywiście, to może być niezapomniane przeżycie *Izz uśmiecha się i pociąga tequile z butelki*

( Mark i Izzie wchodzą razem powolutku chwiejąc się po schodach. Raz on podtrzymuje ją, raz ona jego.. Chichiczą przy tym niemiłosiernie ale wszytko zagłusza muzyka )


Mark - Izzie .. wy sie zaprzyjaźniłyście z Addison? Znaczy chodzi mi o ten pijacki wybryk w kuchni... bo widzisz.. mówiła Ci cos o mnie?

Izzie - *Izzie zaczyna chichotać jeszcze głośniej* no tak... pewnie mówiła, ale ja nie pamiętam, byłam pijana *śmieje się coraz głośniej* ale wiem, że śpiewała jakąś piosenkę dla ciebie, razem śpiewałyśmy, świetnie nam szło! Może dzisiaj znów zaśpiewamy!

Mark - ( Mark udziela sie rozbawienie Izzie ) No tak.. tequila..
A ty i Alex? Jest cos między wami bo on Cię bardzo lubi.. barrdzo bardzo lubi.. ( Mark i Izzie w końcu wtaczają się na szczyt schodów )

Izzie - Po za tym, że śpimy w jednym pokoju? Nie wiem... Ja też go lubie i nawet mnie pocałował, ale potem nawet nie rozmawialiśmy. Jakieś to wszystko skomplikowane... A ty i Addison? Jak to z wami jest? Bo wiesz, w tym szpistalu to szybciej od plotek tylko choroby weneryczne się rozchodzą...

Mark - Taaak.. wiem.. Między nami jest jak zawsze nie stabilnie, nie wiadomo co jutro przyniesie... ale staram sie.
( Mareczek tęskinie patrzy na drzwi pokoju Addison ) Myśle że powinnaś pocinąc Alex! Seriously! Daj z siebie wszystko. Facet leci na Ciebie! Szczególnie pijaną na podłodze w kuchni.. whatever.. Wydaje mi się że w pokoju siedzi. Leć! Co komu zaszkodzi odrobina czułości! ( Markowi wyraźnie odbiło, opuszcza Izzie w którą wstąpiła nowa wiara i zmierza ochoczo do sypialni oczekując odrobiny czułości )

Izzie wchodzi do pokoju i zastaje siedzącego na łóżku Alexa, opiera się o drzwi i popija tequile

Izzie – Alex, co ty tutaj robisz? Impreza jest na dole! Chcesz tequili *posyła zachęcający uśmiech*

Alex – Już mam dosyć tego wszystkiego...tych ludzi tej muzyki tych kobiet Izzie chyba trochę przesadziłem ..... a ty co tu robisz powinnaś raczej być na dole z wszystkimi ?

Izzie – Na dole nie ma już nic ciekawego... Tutaj mam tequile i towarzystwo...

Alex – Towarzystwo powiadasz heh to tylko ja

(Izzie siada koło Alexa)

Izzie – Dzisiaj ty mi w zupełności wystarczysz

Alex – Ooo Izzie ale ty jesteś kochana (Alex jest pod chmielony więc jest uległy) *szybkim ruchem kładzie Izz na łóżku* I co teraz powiesz słodziutka:)

Izzie – Ja tu nie przyszłam, żeby rozmawiać (Izz całuje Alexa) mam jeszcze coś dodać?

Alex – Nie, nie musisz nic dodawać (Alex namiętnie dotyka ust Izzie i powoli zdejmuje koszulke)

(Izzie patrzy na Alexa wzrokiem kota który opił się śmietany)

Izzie – Hmmm... jednak dobrze w tym poszukiwaniu szczęście trafiłam (szybko zdejmuje z siebie ubranie)

Alex muska delikatnie ciało Izz, następnie zdejmuje swoje bokserki i zaczyna się kochać z Izz.

(sciemnienie, odjazd kamery)


( Mark jak zwykle Mark pijany i żądny czułości wpada do pokoju by uprawiać rekordowy, wstrząsający, rozsadzający umysł... whatever...
Wpadł ja błyskawica ale to co zabaczył troche ostudziło jego organizm..)


Mark: A...Addison? Co ty masz na sobie? Czy to...

(Mark zerka na szafke nocną a tam butelka tequili do połowy pusta )

Addison: No jasne, że twoje bokserki Tygrysku! (niepowtarzalny uśmiech) Takie seksowne są, że się powstrzymać nie mogłam! No... i jak Ci się podobam?!

( Mark stoi i gapi się tepym wzrokiem w swoje bokserki w najlepsze spoczywające na biodrach jego sprośnej kochanki. Prekręca głowe na prawo i na lewo mając nadzieje że to tylko wymysł jego pijanej i chorej wyobraźni... A jednak.. nie.. )

Mark: Addison to .. to .. świetnie na Tobie leżą! Seriously! ( uśmiech pijanego zboczeńca )
To taki nowy fetysz czy co? Bo ja bym chętnie je z Ciebie zdjął.. i z siebie też.. zaraz.. czekaj.. skoro ty masz na sobie moje jedyne bokserki to co ja mam na sobie? ( robi zmartwiona minke i patrzy sie znacząco na swoje krocze )

Addison: Ja mam na sobie twoje bokserki, bo leżały na łóżku... i były tak kuszące, że, nie mogłam się im oprzeć... a co Ty na sobie masz... no ja nie wiem...(przeszywający wzrok) trzeba by sprawdzić...

Mark: No to sprawdzaj ( Rzuca jej namiętne spojrzenie, potem patrzy na szafke nocną, do Marka dopiero teraz dochodzi co widzi...) Oooo Tequila!! Do połowy pełna!
(Addison próbije rzucic się na Marka ale on rzuca się na tequile zanim ta daje rade do niego dobiec, przewraca się i upada na twarz... )
Addison!! Nic Ci nie jest! (Mark rzuca się na podłoge do Addison oblewając ją przy tym tequilą ) Prepraszam Cię kochanie.. teraz to trzeba będzie ciuchy zdjąć na pewno..

Addison: No Ty też widze w alkoholu toniesz (uśmieszek) Twardo tu trochę, przenieśmy sie na łóżko..

Mark: ( Mark bierze Addison na ręce i zmierza z nią na łóżko. Chyc chyc Mark przemierza pokój chwiejnym i pijanym krokiem krakowiaczka. Cudem nic się nie stało oprócz paru siniaków. W końcu rzuca ją na łózko i zaczyna rozbierać. Całuje po brzuchu..)
Masz jeszcze jakieś plany na wieczór?

Addison: (Addison wije się z rozkoszy) Nie mam żadnych... kontynuuj (no i kontynuują sobie)

( ..no i kontynnuja sobie. Potem Mark doszedł do wniosku, że nie jest Derekiem, a już na pewno nie jest taki grzeczny, a już na pewno jest bardziej pijany niż tamten był kiedykolwiek i postanowił wyprobować coś nowego. Zaproponował to szeptem Addison, przedstawiając jej różnym częściom ciała bardzo przekonujące argumenty. Addie była albo zbyt napalona albo zbyt pijana, żeby się nie zgodzić. Tak więc, Mark pokazał jej czego mężczyzna może się nauczyć przez kawał życia, trzy trenerki jogi i grupę Anonimowych Nimfomanek. Za każdym razem, kiedy wydawało się, że to już koniec, któreś z nich znajdowało nowy sposób na zajęcie swoich rąk, ust i wszystkiego innego co tylko było w zasięgu możliwości. Gdy juz są definitymnie PO leżą sobie na plecach i głęboko oddychają. Mark przekręca glowe w strone Addison)

Mark: Może zejdziemy jeszcze na chwilke na impreze? Wypadałoby sie wślizgnąć. Tak dla pozorów...

Addison: No wypadałoby... (wstają sobie powoli, ubierają się i wychodzą z pokoju, schodzą na impreze) No teraz już tylko musimy się wtopić w tłum...

Przed domem Meredith

(Derek, mamrocząc pod nosem, wtaszcza walizkę na podjazd domu Mer, z którego dobiega straszny hałas. Na czarnej walizce przylepiony jest odłażący napis Kazachstan. Szuka wzrokiem kogoś znajomego)

(Mer tańczy z Finnem, tępo patrzy na otwarte drzwi. Widzi jakąś postać..Patrzy, patrzy i uwierzyć nie może że przed jej własnym domem stoi nie kto inny jak przybyły z Kazachstanu, ale wciąż owłosiony McDreamy. Zaskoczona tym co właśnie dotarło do jej mózgu, Mer odsuwa się od Finna i po puszczeniu mu ściemy o toalecie, w którą on jak zwykle uwierzył, chwiejnym krokiem udaje się przed dom)


Meredith - Dr Shepherd? Co pan tu robi? Czy jestem już tak pijana, że wydaje mi się, że jestem w Kazachstanie? Dlaczego ma pan walizkę? I skąd do cholery wie pan o imprezie? O przepraszam to chyba nie było miłe, ale jestem pijana więc może tequili na zgode? (uśmiech bright & shiny)

Derek - (Derek, wkurzony, nie zauważa uśmiechu)
Nie musisz być miła. JA nie będę miły, a ty w dodatku jesteś u siebie w domu. (Patrzy ponad jej ramieniem) Szukam mojej zdzirowatej żony, a plotka głosi, że uczestniczy w tej (patrzy wokół) orgii. (Patrzy znacząco na jej rękę, w której trzyma butelkę) No i macie tequilę.

Meredith - Tak dla jasności mówiąc zdzirowata żona chodzi o Addison Montgomery Shepherd? Bo jeśli tak to moja nowa współlokatorka...ona..i Sloan....i ona...i Izzie...i..zapomniałam...No i mamy tequile.

Derek - Tequila będzie dobra. (Bierze butelkę i wypija łyk z gw

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mark
Administrator
PostWysłany: Czw 20:21, 03 Maj 2007
Administrator


Dołączył: 01 Kwi 2007

Posty: 678
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Nowego Yorku of course

Derek - Tequila będzie dobra. (Bierze butelkę i wypija łyk z gwinta) Lepiej.(Znów patrzy do domu)Wprowadzisz mnie do domu rozpusty? Wygląda... interesująco. (Wkłada sobie butelkę pod pachę)Ale to zabieram. Oddam, jak znajdę Whiskey albo znajdę żonę. Wtedy tequila to będzie za mało. A, odpowiadając na twoje pytanie. Tak, Addison to moja żona. Podobno. Mój przyjaciel Mark najwyraźniej rości sobie do niej prawa. Mniejsza o to.

Meredith - Dom rozpusty? To ostatnio idealne określenie...Ale dzisiaj impreza na którą sama nie wiem z jakiej racji wyraziłam zgode...nie moge więc niczego im wyrzucać, mój błąd...A skoro Addison to twoja żona to dlaczego wynajęła pokój razem z Markiem? (pijana Meredith jak zwykle powiedziała za dużo) Oj...chyba nie powinnam ci tego mówić...A whiskey pewnie się znajdzie..

Derek - Niech robi co chce, mam jej dość. (Uśmiech McDreamy'ego do Mer.Bierzę butelke i ogląda etykietkę, po czym bierze ogromny łyk) Czemu to jest tequila made in Poland? Zresztą, nieważne.(Pokazuje na drzwi) Ja wchodze w każdym razie. Nie wyglądasz, jakbyś miała coś przeciwko, a ja muszę odreagować. Mocno odreagować. (Zabiera walizkę i mija oniemiałą Mer. Tequile tez zabiera.)

(Mer w stanie niezwykle już imprezowym siedzi na podłodze w salonie, w jednej ręce trzymając nieodłoączną butelkę tequili, a w drugiej kabanosa firmy Sokołów. Nagle widzi odrobine rozmemłaną postać Cristiny. próbuje w stać i kiedy za 3 razem z niewielką pomocą łysego z psycho jej się to udaję, podchodzi do Cris)

Meredith - Cristina! Szukałam cie całą impreze! W mojej pralni powstało towarzystwo group sex ale chyba ciebie tam nie było? A właśnie może jesteś głodna? (z szerokim uśmiechem podaje jej kabanosa)

Cristina - (bierze kabanosa i odrzuca go na bok, trafiając w głowę jakiegoś gostka) Znowu chlasz beze mnie! A mówiłaś, że jesteśmy przyjaciółkami! (bierze tequilę i pije)

Meredith - Jesteśmy!! Z nikim innym nie dzieliłabym się kabanosem i tequilą, ale jak łazisz po pralniach, kuchniach czy innych piwnicach to jak mamy się spotkać...Duuuuużo ludzi tu dzisiaj.... (pijacki śmiech) Cześć!! ( macha do przechodzącego faceta) Kto to był wogóle?

Cristina - (ogląda się za gostkiem) Zaprosiłaś pielęgniarki?! Pielęgniarzy, gniarki, gniarzy, whatever. Wódkę daj!

Meredith - Ja zaprosiłam. Ich zaprosiłam? Ja (pokazuje na siebie palcem i uderza sie w czoło) załatwiałam picie. A i wódeczka się zaraz znajdzie, chyba tamta z pediatrii trzyma zaraz się na nią zaczaje.. (Mer przygotowuje się do ataku na niczego nieświadomą kobite)

Cristina - (Krysia zostaje sama i obserwuje atak) Operacje tez tak sobie załatwiasz?

Meredith - (Mer zgięta wpół zachodzi posiadaczke wódki od tyłu i z miną rodem z Power Rangers w błyskawicznym tempie odbiera jej butelkę, posługując się w tym celu paznokciami. ) Mam!! Mam wódke! Wódka dla my best friend, my person, my...zapomniałam. A na operacje bywają inne sposoby... (myśli:chociaż równie brutalne)

Cristina - Daj wódkę! Daj! (bierze i jednym łykiem wypija pół butelki) Inne? Sypiasz z Markiem jeszcze?

Meredith - Z Markiem? A Boże broń, ruda go nie odpuszcza na krok! (Mer nagle wybucha rozhisteryzowanym śmiechem) A wiesz kto przyszedł? Wiesz? Nigdy nie zgadniesz kto wpadł na moją impreze w poszukiwaniu swojej zdzirowatej żony! I to jeszcze z walizkami! Shepherd tu jest! ( nagle sie zastanawia) Myślisz że mógł przywieźć jakąś zaraze z Kazachstanu? Mucha tse-tse czy inne świństwo..

Cristina - McDreamy wrocił? A ty ze mną gadasz jeszcze zamiast go przelatywać w pralni? (powoli dociera do niej sens słów) Zaraaazaaaaa... Nie, on nie z takich, myślę, sądzę, że nie.

Meredith - Co ty mówisz! On jest zraniony! Jest tym...noo....wrakiem emocjononalnym!! Widziałaś jak zmizerniał?! Nawet włosów chyba troche mniej.. Tacy jak on nie robią tego w pralni!! Tacy jak on...tacy jak on robią to na...na strychu! Cholera jak ja wejde na strych...

Cristina - Ja cię podsadzę! (i popatrzę, hihihihih) (Cristina zmierza ku piwnicy) Ej patrz, masz strych na dole!

Meredith - Ooooooo...na dole...dlaczego mama zrobiła strych na dole...ale to chyba nie ona zrobiła...i nie możesz patrzeć! Ja się wstydze! (gada, gada gada, i nie zauważa, że Cris pognała w strone stołu. Przez chwile patrzy się jeszcze na piwnice, rozmyślając nad sensem życia, ale decyduje się biec za Cristiną)

Stół w salonie Meredith

(w czasie gdy party rozkręcało się w najlepsze, uchlana Krysia zaczyna wchodzić na stół)

Cristina: Oooorkiestra! Woooooohooooo! (zaczyna ściągać ciuszki) Zawołać Mer! Come on! (bluzeczka ląduje na podłodze)

Meredith: (Meredith w przypływie energii podbiega do stołu, i jak rozhisteryzowana dark queen zaczyna drzeć się pod stołem) Crisrina!! Dalej! OMG to najlepsza impreza w moim życiu! (myśli: a co tam zaraz schodzę do pralni)

Cristina: (Krysia ściąga spodenki, które lecą z prędkością światła na twarz Mer) Mer! Właź na stół! Chodź! Niech ktoś da mi rurę! jupikajej!

Meredith: Idę do Ciebie!! (Mer wspina się po stole jak po Mont Everest, a gdy już tam jest na jej twarzy widać uśmiech zwycięstwa) Gdzie jest rura?! Cris chce rury, dajce rurę!!!!!! (drze się na cały dom)

Cristina: (Cris drze się z Mer) Rura! Ruuuura! gdzie jest rura?! gdzie jest rura?! (patrzy się na Mer) A ty co? ściągaj ciuszki!

Meredith: Ciuszki? Aaa ciuszki!!! (Mer targa bluzkę i rzuca ją w tłum. Bluzka leci, leci i zatrzymuje się prosto na neurochirurgicznej głowie Dereka, Mer tego nie wiedzi i kontynuuje pozbywanie się ciuszków) I gdzie ta rura?!! Kto do nas dołączy?!! Ludzie bawmy się !!!

Cristina: Baby, you made it! (mówi Cris widząc akcję Mer) Niech ktoś się przyłączy! Szkoda, że nie ma tu Burke'a ! (gada nie zważając na nic) Yaaaaay!

Meredith: I teraaaz spodnie!!!! Yeeeeeeeeeee!! Dalej ludzie nie bądźcie sztywniaki!! A czemu szkoda że nie ma Burka?!!! ( Mer ryczy na cały głos nie zważając że słuch ich duuużo ludzi)

Cristina: Bo mam na niego ochotę! Dalej ludzie, na stół, na stół! (cudny stół zaczyna się załamywać, ale piekielne bliźniaczki tańczą dalej)

Meredith: (Mer pociąga łyk z butelki, a gdy słyszy Cristine wypluwa całą zawartość na głowę jakiegoś nieszczęśnika) Lecisz na Burka?!!! To co ty tu jeszcze robisz?! Chyba przemknął mi się przed oczami jak robił co nieco w łazience...Leć za nim… przeleć go! Tylko pamiętaj że strych jest mój!

Cristina: Nie lecę na Burke'a! przecież tańczę, nie widzisz?! (słychać pijacki śmiech Krysi) I niech on do mnie przyjdzie! Nie będę latać za facetami!

Meredith: A ja latam i jestem z tego dumna!! Jestem zdzirą! Jestem sprośną dziwką! jestem alkoholiczką!! Wooohoooo!!!

Cristina: (krzyczą w chórku) Mer jest zdzirą! Mer to dziwka! (szeptem) A w ciąży też jesteś?

Meredith: W ciąży?! Cholera w jakiej ciąży? Czy ja jestem w ciąży?! Ludzie!! Bawmy się!! (Mer i Cristina w amoku schodzą ze stołu, po czym każda idzie w swoją stronę dalej trwać w swoim nieszczęsnym pijackim żywocie)

(Cristina zauważa wchodzącego do domu Prestona. Jak stoi, znaczy tańczy, w samej bieliźnie leci do niego, potrącając po drodze niewinnych i uchlanych.)

Cristina: Preston! Burke! Preston! (Parę osób ogląda się za nią, ale jej okrzyki nie wzbudzają większych reakcji.) Burke! Tutaj (myśli: ty imbecylu ślepy), TUTAJ!

Burke: (Preston wreszcie zauważa.) O, doktor Yang. Miło cię tu widzieć, w tak oryginalnym... ee... stroju. Widzę, że impreza ci się podoba. No to, ile tym razem wypiłaś? (Uśmiecha się głupkowato.)

Cristina: Dużo! (Odpowiada Cristina z rozbrajającym uśmiechem i rzuca się Prestonowi na szyję.) Zabierz mnie gdzieeeeś.

Burke: Gdzie? (Udaje głupka.) Nie chcę, żeby to się skończyło tak jak ostatnio... (Wygłasza cały elaborat na temat konsekwencji tego, co mogłoby się zdarzyć.) Więc sama rozumiesz... (Po chwili.) A co mi tam!!! Jestem po pracy, mam prawo się zabawić. (Namiętnie całuje Cristinę, bierze drinka, a potem wskakuje na stół, biorąc ze sobą Cris, potem zrzuca swoją koszulę i tańczy na stole już bez niej, miotając Xtiną na wszystkie strony.)

(Cristina wyrywa się Prestonowi.)


Cristina: Chodźmy na strych!

Burke: Hmmm... kusząca propozycja, nie powiem. Chociaż wiesz, zawsze jakoś wolałem piwnicę. Meredith ma w domu piwnicę? (Oczka się błyszczą.)

Cristina: Piwnica, piwnica, w piwnicy zimno jest! A zresztą, prowadź!

Burke: A na strychu to niby upał? No, ale jak chcesz, to możemy iść na strych. (Zastanawia się chwilę.) Strych jest na dole czy na górze? Hmm... może chodźmy do łazienki. Tak, do łazienki!!! Mam nadzieje, że Meredith ma duuużą łazienkę (Bierze Cristine na ręce i idzie z nią do tej łazienki, niestety nie może otworzyć drzwi.) Cholera, ktoś tam jest czy co?!

Cristina: Przekręcasz gałkę nie w tą stronę Presiu.

(Cris otwiera drzwi i razem z Burke wchodzą do łazienki rozko... Do łazienki.)

(W łazience rozko... łazience Preston ściąga z Cristiny jej "ubranie" i całuje we wszelkie możliwe miejsca na jej ciele. Oprócz tego rzuca nią od ściany do ściany, aż w końcu wrzuca do wanny, do której sam również wskakuje i tam oddaje się najróżniejszym perwersjom.)

Po Striptizie

(Mer idzie przez salon pełna energii po jej wyczynach z Cristiną. Ludzie się na nią gapią, ale jej to nie przeszkadza i idzie dalej aż dochodzi do kuchni, w której o dziwo nikogo nie ma. Obraca się i zauważa w drzwiach Dereka, który najwidoczniej szedł za nią. Uśmiecha się i podnosi do góry jej potarganą bluzkę. Meredith dopiero teraz zauważa że jest w staniku, pośpiesznie sięga po jakąś ścierkę, w którą może sie przyodziać)

Meredith - Dr Shepherd? Skąd pan ma... ma... moją bluzkę... Dlaczego jest pan w kuchni i gdzie jest ta cała....walizka?

Derek - Powiedzmy, że.... twoja bluzka rzuciła mi się w oczy. (Patrzy na bluzkę, obraca ja w ręku.) Całkiem fajna, zatrzymam sobie na szczęście. (Dopija pozostawione na stole piwo, po czym patrzy na Mer.) Szmata (mówi tonem znawcy.)

Meredith - Szma...szmata? W sensie szmata?

Derek - W sensie ścierka. (Spojrzenie a la McDreamy zbłądza z twarzy na niedokładnie zakryty biust Meredith.) Wiesz, na twoich piersiach. No, właściwie to na brzuchu, ale ja nie mam nic przeciwko.

Meredith - Aaaa....ścierka...ścierka! Na moim biuście...znaczy brzuchu...znaczy brzuchu?! (Mer szybko zakrywa piersi) Ehmmm..Podoba się panu na imprezie? (Myśli: dlaczego w ten jedyny dzień kiedy mogę z nim porozmawiać, jestem pijana i zgrywam głupa?) To musi być kara boska...(mruczy)

Derek - Mogłoby podobać sie bardziej (Pijana Der nie rozumie aluzji. Derek nie rezygnuje, podchodzi bliżej i wygrzebuje jej z włosów kilka orzeszków.) Ostatnio lubię pijane kobiety. Słodkie, wstawione, gotowe na wszystko kobiety ze skłonnościami do autodestrukcji. (Nachyla się i szepce jej do ucha) I zapasem alkoholu w sypialni.

Meredith - Alkoholu? Chce ci się pić? To trzeba było tak od razu w kuchni jest jeszcze szkocka! (Mer udaje głupią) Czy ja miałam iść na strych....tak! muszę iść na strych! Tylko po co... (Meredith wychodzi z kuchni kieruję się na górę na strych. Derek idzie za nią.)

(Derek idzie za Mer, rozglądając się ciekawie. Co jakiś czas mija ludzi spitych, bardzo spitych i tych nadających się już tylko do dalszego picia. W powietrzu latają najróżniejsze części garderoby. Przez chwile wydaje mu się, że słyszy jęki swojej żony zza któryś drzwi, ale olewa to i idzie dalej.)

Derek- Meredith?
(Włazi po chybotliwej drabinie na strych, gdzie ku jego zdziwieniu, nie jest tak całkiem ciemno. Zaskoczony tym odkryciem, potyka się i przewala na Mer, która stała w progu, zastanawiając się, co tez ona tu robi.)

Meredith - (Mer z sercem warczącym jak piła mechaniczna w Teksańskiej Masakrze patrzy Derekowi w oczy i czuje się jak bohaterka Mody na sukces.) Czy pozycja w której jesteśmy jest.... to znaczy... czy nie jest przeszkodą... w dalszej... ehm... rozmowie... cholera czy ja znowu bełkocze nawet teraz?

Derek - Chcesz rozmawiać? (Derek się szczerzy, po czym siada pod ścianą opierając łokcie na zgiętych kolanach. Wzrok Meredith błądzi w szeroko pojętych okolicach jego dłoni.)

Meredith - Rozmawiać? Czy ja naprawdę powiedziałam rozmawiać? w sumie... możemy..... porozmawiać... ooo! (Mer jak w transie przysiada się bliżej Dereka) O czym będziemy rozmawiać, dr Shepherd? O nie, zostawiłam tequilę w kuchni! (Myśli: co ja zrobię bez tequili...)

Derek - Cóż... Siedzisz obok mnie bez stanika.. tfu... w samym staniku, a twoje oczy znają na pamięć szwy moich spodni. Ja siedzę obok ciebie i zastanawiam się, jak to się stało, że ty - pijana, bełkocząca i w u braniu - pociągasz mnie bardziej niż moja naga i chętna żona? Oboje jesteśmy pijani, w twoim domu, w czasie składania niemoralnych propozycji.
Myślę, że to dobry moment, żeby przejść na ty. Derek. (Nachyla się nad Meredith.) Nie mamy Tequili na bruderszafta. Ale wiem, gdzie mogę ją znaleźć.
(Derek namiętnie całuje Meredith.)

Meredith - Derek... (Meredith z bełkoczącej ofiary zamienia się w sexualnego zwierza, zdziera z Dereka hawajską koszule i ciska ją w kąt. Potem rozpina mu spodnie i stara się nie zauważać bokserek w truskawki. Podłoga skrzypi cholernie, a z dołu dobiegają głosy urżniętych gości : ' Idziemy popatrzeć na strych?!' ) I nie zapomnij o tym, że jestem pijana...Jak nie będę pamiętać twoim zadaniem będzie mi o tym przypomnieć... (całuje go.)

(Derek, mniej pijany niż Mer, odnotowuje, że przystawił czymś drzwi, bo sie ciągle otwierały, po czym zajmuje się zapięciem stanika.)

Derek - Widzę, że nie przepadasz a moimi bokserkami. (Mer mruczy mu w szyję "Marka są lepsze", co Dereka w żaden sposób nie zatrzymuje, przed wprawnym zdjęciem jej reszty garderoby.) Taaak? Jakoś to przeżyję, bo jesteś pijana. Pijanym kobietom wszystko sie myli. Wielkości, preferencje, nawet właściciele. Mniejsza o to. Mam dość Marka, od jutra nie będziemy mieć nic wspólnego. Od jutra chodzę bez bielizny.
(Odciąga głowę Meredith i zajmuję się jej piersiami, dekoltem i szyją, a jego dłonie błądzą po całej reszcie)

(Mer inteligentnie dochodzi do wniosku, że pozycja w jakiej sie znajduja nie jest odpowiednia do tego, żeby powiedzieć Derekowi, że tym razem właściciele się nie pomylili. Może i bokserki były lepsze, ale to był w końcu McDreamy)

Meredith - Bez bielizny, w samym fartuchu...czy ja jestem perwersyjna? Ale jakoś mi nie przeszkadza...Ooooooooooo!!!! O My God nieźle cię wyuczyli w tym Kazachstanie!! Czy tam na tym polega leczenie? (Mer przytula się do Dereka i błądzi rękami po jego bujnych włosach.)

(Derek dochodzi do wniosku, że mu niewygodnie i układa Meredith na podłodze, z której wzbija się tuman kurzu,. Nie zauważają tego, oczywiście, tak jak kilku innych szczegółów, dobiegających z dołu krzyków i pary wścibskich oczu przyglądających im się przez szparę przy drzwiach.)

Derek - (Derek, częściowo zajęty kontemplacją pępka Meredith, kontynuuje rozmowę.) Nieee, Kazachstan był nudny. Tak nudny, że wolałem wrócić do mojej głupiej żony, bo wydzieranie się na nią wydawało sie ciekawsze. A tu proszę, co zastaję po powrocie. (Schodzi niżej.) Po ostatniej konferencji odszedłem od żony. Po tej.. cóż... sama widzisz. Znaczy nie widzisz, ale (Mer jęczy) no właśnie. Zaczynam lubić konferencje.

(Mer wie, że chociaż jest jej dobrze jak na plaży w Malibu, przyszedł czas, żeby skończyć. Więc ubiera się w to, co ma pod ręką, nie zauważając, że jest to hawajska koszula Dereka, nawiasem mówiąc trochę obciachowa. Patrzy ukradkiem na Dereka, zdając sobie sprawę, że trzeźwieje i zastanawia się czy w tych okolicznościach wypada dziękować za sex)

Meredith - No więc... Derek... dzięki za... za miło spędzony czas i w ogóle... na dole jest jeszcze wódka... czuj się jak... jak u siebie w domu. (Mer szybko odchodzi nawet, nie przypuszczając, jak dosłownie Derek potraktuje te słowa.)

Dom Meredith


(Callie i George wysiadają z taksówki, wraz z nimi sterta walizek, idą po mału pod drzwi domu Meredith)

George-Callie zadzwoń dzwonkiem, bo mi jest strasznie ciężko trzymać 3 walizy i 4 torby.(Jeju zaraz popuszcze)... Szybkoooo !!!! .... heh widzisz impreza jest już na całego, ciekawe jak tam nas stryszek ...( Callie dzwoni *dim dom*) ... No kurcze czy oni nas słyszą?? Dzwoń drugi raz (Callie po raz drugi dzwoni *dim dom*) Czy oni słyszą nassss ?? ( George cały robi się siny z bółu trzymania waliz )... Niech otworzą ....

Meredith-(Mer snuje się po domu, nagle słyszy dzwonek do drzwi. Zastanawia się kto jest na tyle głupi, żeby w trakcie imprezy dzwonić do drzwi, skoro wszyscy i tak wchodzą bez pukania. Zataczając się otwiera i widzi Georga z Callie)George? Callie? Wreszcie przyszliście! Wchodzcie, impreza już się zaczęła......( Mer widzi walizki)Dlaczego...dlaczego zabraliście walizki? Do czego są wam potrzebne? (Meredith ma BARDZO złe przeczucia)

George-(George włazi do domu przepychając wszystko)Gdzie jest srych ?? Ja chcem strych ... A Mer ja sie wprowadzam ... ale co tam(Nietrzeźwa Mer patrzy wzrokim dziekiej kotki ) To co zaprowadzisz mnie ? O teqilla, o dużo teqilli ... Widzę że impreza na całego ... Zaniesiem tylko walizy i sie przyłączymy do bełkockiego tłumu ... Mer prowadź na mój strych!! A i mam nadzieje że tam jest łóżko bo my coś chcemy w nocy ... no wiesz no wiesz przecież ...

Meredith-Strych?! Cholera jasna jaki strych?! (Mer nigdy w życiu nie wytrzeźwiałą w takim tempie) I dlaczego widze kolejne osoby z walizkami w moim domu?! George mów jaśniej co sie dzieje? (Mer zauważa, że wzrok Georga błądzi poniżej jej twarzy i szybko zapina hawajską koszule pożyczoną od napalonego doktora McDreamy)

George-No jaki strych, mój strych,ja od dzisiaj tu mieszkam i stąd te walizy (Do jasnej cholery czyżby znowu znowu sie uchlała i zapomniała o mojej, fuj o naszej przeprowadce)Prowadź mnie na nasze siedlisko!!!!(zdziwienie Mer po raz 2 ) Gdzie żona ??(Georgie błądzi wzrokiem po domu)Co ona wyprawia na rurze?? Tańczy i jest prawie goła !!!( A niech se będzie, zaraz ja się zabawię xD) A i bardzo ładna koszulka!!! Taka w stylu neurochirurgów ...

Meredith-Ty tu od dzisiaj mieszkasz?! A to z jakiej racji? Chyba zapamiętałabym gdybyś naprawde miał się tu wprowadzić...Chyba..George czy ja ci coś obiecywałam?(Mer ma naprawde nagorsze przeczucia)

George-No obiecywałaś mi stryszek i pralnię (co za nadymana alkoholiczka).. Długo mam tu do jasnej cholery stać ?? Prowadź mnie ... Bo ja chcem się dzisiaj jeszcze zabawić, a nie stać pod drzwiami i rozmawiać z nietrzeźwą, napalona i majacą we włosach jakieś dziwne przedmioty(co u niej robi prezerwatywa na głowie)alkoholiczką !!

Meredith-George(Mer stara się być miła)byłam pijana, nie wiedziałam co mówie..może ten strych to nie jest dobry pomysł i znajdziecie sobie jakieś wygodne..mieszkanie?(patrzy na Georga z nadzieją)

George-Ależ skąd strych to idealne miejsce !! I wkońcu zaprowadź mnie bo mi jest ciężko ... stoję tu już 15 minut (kurcze tylko co robi na jej włosach prezerwatywa?? )

Meredith-(Meredith od wpływem wzroku Georga zdejmuje nieszczęsną prezerwatywe z włosów i ze zrezygnowaniem zaczyna iść w strone strychu modląc się żeby goły Derek nie urządził sobie tam noclegu)Skoro nie mam innego wyjścia......(myśli: pomyśle o tym jutro..naprawde pomyśle o tym jutro)Chodź za mną pokaże ci ten strych, ale uprzedzam, że nie jest w dobrym stanie.

(przeciskając się przez tłum i nie bacząc na gołą Callie, która doskonale czuła się przytwierdzona do rury, którą jakiś dobry człowiek w końcu postawił na krześle, poszli na góre.)


(Georgie ogląda stryszek i z wielkim zaciekawieniem patrzy, co tam znalazł.)

George: OOO !!! Co tu robi ten lateksowy strój na łóżku? (myśli: Mer miała najpierw na głowie prezerwatywę, potem tę hawajska koszulkę, a teraz ten lateksowy strój? Dziwne to wszystko. Czyżby odbywali rytuał godowy?)(W tym momencie przychodzi Callie.) O, żona! Widzę, że rura ci się już znudziła?

Callie: Rura... Aj, owszem, rura - tak, ale nie butelka. (Pijacki uśmieszek.) Na dole mi dali troszeczkę rozkoszy, skoro mój własny mąż mi nie dał. [color=green](Zatacza się lekko.) Napij się. (Wpycha mu w łapy butlę.)

George: (Tę butelkę poznaje od razu.) Tequila!!! Yaaaay!!! (Bierze butlę w łapę i pije z gwinta.) Dobra tequila, dobra... A, mówisz że twój mąż nie daje ci rozkoszy, a chcesz???

Callie: A co ja chce... Oddawaj mi moją przyjaciółkę! (Zabiera mu butelkę.) Chcę tego, czego każda kobieta w małżeństwie. Po 1. chcę być kochana i szanowana. Po 2. chcę mieć dużo dzieci. Po 3. poczucie bezpieczeństwa, a po 4. - ale, jak to się zwykło mawiać, ostatni będą pierwszymi - chcę dużo dobrego sexu. O tak... (Rozpromieniona Callie zaczyna majstrować przy rozporku męża.)

George: No przepraszam, moją przyjaciółką jest tequila!!! (Mówi stanowczo, zabiera butlę i wpycha ją sobie w usta.) Tak strasznie podoba ci sie mój rozporek? (Pije ostatni łyk upragnionego życia.) Patrz!!! Mamy butelkę to może się zabawimy? Czy od razu bierzemy się do upragnionego rytuału? Co? (Uśmiech pijackiej dziwki - nie mylić z męską.)

Callie: W nic nie gramy!!! Już powiedziałam CHCĘĘĘĘ SEXUUUUUUUUUUUUU!!! (Drze się na cały dom.) DUŻO DOBREGO SEXU!!! Chodź tu, tylko szybko!!! Gdzie tu jest jakieś łóżko?

George: Tu jest nasze łoże. (Szybkim ruchem zaciąga Callie na łóżko i zdziera z niej bluzkę.) Ja też chcę SEXXXXXU!!! Moje ciało należy do ciebie, złotko. (Callie zdejmuje Bambiemu koszulkę.) DALEJ, DALEJ, MOCNIEJ, MOCNIEJ, SZYBCIEJ, SZYBCIEJ! (myśli: tam leży lateksowy strój, będzie jej w nim do twarzy! Sięga ręką po niego i daje Callie.) Ubierz się w to, będzie bardziej sexi!!!

Callie: Zamknij się i rób, co do ciebie należy. Nie chę się ubierać, tylko rozbierać. A ty nie gadaj zbyt dużo. (Żona bierze biednego Bambiego w obroty.)

George: (Georgie oddaję się w obroty żony.) O takkk, takkk..., yhhh..., ohhhh...! (Zaczyna jęczeć z rozkoszy.) Nie przestawaj, ty moja klaczko!!!

(Żonka już po wszystkim przytuliła sie do męża i zasnęła snem kamiennym.)

Voiceover

Każda zabawa się kończy i...Bogu dzięki za to. Wszyscy zdajemy sobie sprawe, że na drugi dzień znowu będziemy odpowiedzialnymi pracownikami szpitala, którym pacjenci powierzają swoje zdrowie i życie. Wyrwanie się z pracy zmienia nasze życie w przenośni...ale i dosłownie . Dla własnego dobra staramy się zapomnieć o minionych zdarzeniach, o tym co stało się tym razem. Czy się nam to udaje? Pewnie tak...do następnego razu.

CAST:


Derek - Callisto Blake
Meredith - akwamaryna
Addison - addison
Mark - Deredith
Izzie - Reiko
George - Avonelee
Cristina - loczek
Callie - Silmarill
Alex - mariusz
Miranda - moonlady
Preston - Magda
Richard - chuny
Finn - marliś
Gil Grissom - addison



voiceovery - akwamaryna
montaż - Deredith, Reiko, addison oraz dziękuję za pomoc Callisto Blake, akwamarynie,

Następny odcinek wkrótce! Razz


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mark dnia Wto 16:49, 08 Maj 2007, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
George
Rezydent
PostWysłany: Czw 20:27, 03 Maj 2007
Rezydent


Dołączył: 01 Kwi 2007

Posty: 350
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Seattle

Bozesztymój przeczytałam !!!!! Mareczku kocham Cie ... tak to wszystko ładnie do kupy pozklejałeś .... odcinek bardzo długi ale naprawde warto takie rzeczy tworzyć Wink

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Izzie
Rezydent
PostWysłany: Czw 23:43, 03 Maj 2007
Rezydent


Dołączył: 01 Kwi 2007

Posty: 318
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chehalis

No bożesztymój, co tu dużo mówić, genialni po prostu jesteśmy Very Happy

I recenzja od Carrie

Długie oczekiwanie na kolejny odcinek GA, przeplatane frustracją spowodowaną dziwnymi decyzjami Shondy Rhimes, nareszcie się skończyło. Odcinek piąty jest rewelacyjny i przez długi czas zastanawiałam się co o nim napisać. Niestety, żaden gatunek dziennikarski nie przewiduje słów „wow OMG squee”. Gdyby przewidywał, recenzja skończyłaby się właśnie w tym momencie.

Nikt nie ma za złe lekarzom pociągu do alkoholu (no, może z wyjątkiem tych, którzy budzą się z rozszerzadłem w jelicie grubym albo w ogóle się nie budzą, ale mniejsza z tym). Wesołe stadko alkoholików z odcinka na odcinek pije coraz więcej i poczyna sobie coraz intensywniej w coraz wymyślniejszych miejscach domku Meredith. Domek to jednak określenie za łagodne i trafniej byłoby go nazwać meliną. Ale meliną przemiłą, którą chętnie by się odwiedziło, taka mała wycieczka po co ciekawszych zakątkach plus tequila do północy (dnia następnego).

Metroseksualny Mareczek w melinie to prawdziwy skarb. Sprawdza się nie tylko w sypialni, ale i w kuchni. W tym momencie pozwolę sobie zapomnieć o obiektywizmie i wyrazić wielką radość, wdzięczność i w ogóle, za scenki Addison i Marka. Słodycz z odrobiną pikanterii, czyli wszystko tak jak być powinno. Wspólne robienie kanapek i wspólne oglądanie Mody na Sukces po prostu słodkie

Obiektywizm powraca, powraca również Meredith, której włosy przyciągają dziwne rzeczy jak magnes. Mistrzyni pijanych orgii na powodzenie nie narzeka. Sama radość, od samego rana być zasypywaną tostami, i poznać w sklepie zoologicznym, który ze względu na wydobywające się ze wszą zapachy mało romantycznym miejscem jest, księcia z bajki. Pan Weterynarz pasjonująco opowiada o biegunkach, a jego urok osobisty, nieświadome rymowanki i pomoc w dźwiganiu ciężkich jaj strusich pod sam dom zwiastuje, że doktor McDreamy będzie miał konkurencję. Jednak należałoby chyba zacząć od tego, że Mistrzyni pijanych orgii zgodziła się na szaloną imprezę z hektolitrami alkoholu i gargantuicznymi ilościami gości zdolnych do wszystkiego. Impreza w końcu najważniejsza!

Lekarz też człowiek i niczym co ma procenty nie pogardzi. Życzenia co do alkoholu różne różniste były i kto by w ogóle przypuszczał, że Georgie pierdoła lubi bimber. W ogóle Georgie plusa ma za zaproszenie Mirandy na przyjęcie, co łatwe nie było, a Georgie nadal pierdołą jest. Misiowatą i napaloną, ale wciąż pierdołą. Czyli wszystko w porządku.

Wódkolubna Cristina wykazała się niezwykłą wiedzą; miała okazję pracować z Mareczkiem, poza tym pacjent interesujący był, żywcem z CSI: Seattle.

Wracając jednak do rzeczy najważniejszej, czyli orgii, melina pełna ludzi szukających okazji wiadomego rodzaju. Biedna Izzie, która się stara, macha rzęsami i słodka jest jak jej babeczki czy też tosty Mareczka, szuka szczęścia, czyli okazji w lepszym wydaniu i w tym celu wspina się po krętych i wielkich schodach razem z Mareczkiem szukającym Addison. Pragnę w tym miejscu pogratulować pisania, bo przez chwilę myślałam, że Izz i Mark w którymś z pokoi na górze zastaną Alexa i Addison oddających się przyjemności innej niż alkoholowa. Tak się jednak nie stało, ba, było nawet lepiej, bo oto Izzie i Alex wreszcie, nareszcie, bez zbędnego gadania, did the deed. Hurra, Alleluja, Alleluja tak dalej. Mareczek natomiast znalazł Addison w bokserkach, i ku uciesze mojej wielce nieprzyzwoitej Maddison mind, nadarzyła się okazja do McNasty.

Hurra i Alleluja po raz drugi, bo z dalekiej podróży z bagażem w poszukiwaniu swojej „zdzirowatej żony” powrócił Derek! I od razu zabrał się do rzeczy, tak jak zresztą większość uczestników imprezy, czyli do picia, po którym następuje seks. Imprezę też zaszczycił swoją obecnością Preston. Preston, jako prawdziwy człowiek czynu a nie słowa, wybiera łazienkę jako miejsce gorącej i oryginalnej orgietki i gratuluję (coughzazdroszczęcough) wanny. Poza tym, pijana Cristina to rewelacyjnie fantastyczna Cristina.

Jednakże najciekawsze rzeczy dzieją się na strychu, tak ciekawe, że aż Mer z całej akcji wychodzi z gumką of the naughty variety we włosach. Pozazdrościć strychu, hawajskiej koszulki Dereka i lateksowego stroju, który bardzo mnie zaintrygował. Strych odtąd będą okupować baba z jajem i pierdoła, napaleni jak cała reszta nawalonego towarzystwa.

Tym samym Wesoła Melina Mistrzyni pijanych orgii ma nowych lokatorów i zapewne będzie jeszcze weselej, o ile jest to w ogóle możliwe. Po chwili zastanowienia stwierdzam, że jest, bo poziom waszego przemiłego zboczenia ciągle wzrasta a geniusz się rozwija, i tym samym zaczyna mnie powoli przerastać, bo naprawdę słów, żeby opisać kolejne odcinki, mi brak. Jestem w pełni świadoma, ze nie poruszyłam wielu ważnych wątków, ale jest to spowodowane weną, która najwyraźniej onieśmielona postanowiła uciec, a może tylko się schować.

Reasumując, wszystko pięknie, świetnie i pikantnie, więcej proszę, cieszę się z powodu Dereka (mam nadzieję, że Derek Callisto Blake nie będzie wyjeżdżał w delegacje), shagging sessions no i Maddison! Ludki moje kochane, jesteście genialni!

Pozdrowienia, Carrie


PS: Przepraszam za ewentualne literówki i inne błędy, ale Reiko awansowała na moją naczelną i pracuję pod presją. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Meredith
Główny Rezydent
PostWysłany: Czw 23:57, 03 Maj 2007
Główny Rezydent


Dołączył: 01 Kwi 2007

Posty: 488
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Seattle

kolejna mega świetna recenzja, Carrie jest po prostu nie zastąpiona, a my mówiąc skromnie- genialni xD

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Finn
Stały bywalec
PostWysłany: Wto 12:55, 08 Maj 2007
Stały bywalec


Dołączył: 02 Kwi 2007

Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: od weterynarza

Ekhm..Ekhm.. Twisted Evil Finn co prawda niewiele, ale tez wystąpił w tym odcinku... a chciałam się po raz pierwszy zobaczyć w CAST Crying or Very sad
noo a ten odcinek jak i całą naszą wersję GA zdecydowanie mogą dawać po północy Wink bo w tej Mer-owskiej melinie dzieje się sporo Laughing


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mark
Administrator
PostWysłany: Wto 16:51, 08 Maj 2007
Administrator


Dołączył: 01 Kwi 2007

Posty: 678
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Nowego Yorku of course

Przepraszam marliś xD

Jak kogoś jeszcze w cast nie ma to prosze sie upomnieć bo poskładanie tego w całość kosztowało mnie za duzo żeby jeszcze Cast sprawdzać


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Partner Greys Anatomy World Strona Główna -> Gotowe odcinki Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo


Programosy
Regulamin