Partner Greys Anatomy World - witaj!
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
.
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Forum Partner Greys Anatomy World Strona Główna
->
Wasza twórczość
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
NIE
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Seattle Grace Hospital
----------------
Witamy w Seattle
Nasza obsada
Nasze "Grey's Anatomy"
----------------
Gotowe odcinki
Episode 01.01 - "I don't like Mondays"
Episode 01.02 - "Wicked Game"
Episode 01.03 - "Whiskey Lullaby"
Episode 01.04 - "Hangovers and Memories"
Episode 01.05 - "Party in My Head"
Episode 01.06 - "Every Breath You Take"
Episode 01.07 - "The Lion Sleeps Tonight"
Episode 01.08 -
Episode 01.09 -
Odcinki specjalne
----------------
Wasza twórczość
"101 Nightmares"
Pracownia
Scenariusz
----------------
Pomysły
Rękopisy
Kulisy
Pole dyskusyjne
Montaż
Poza planem
----------------
Scenografia
Off Topic
Carrie's Ramblings
Rozmowy nt. forum
Seriale
Pogaduszki xD
----------------
'Cbox'
Chat
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
George
Wysłany: Czw 15:59, 03 Maj 2007
Temat postu:
nikt Ci nigdy nie dorówna
Bożesztymój !!! Za taką wenę o 5 nad ranem dała bym sobie uciąć nawet nogę... Ja się w dzień nie mogę skupić jak mam do napisania jakąs pracę !!!! Aty Mareczku takie cudo z samego ranka napisałeś ... TYLKO POZAZDROŚCIĆ
Derek
Wysłany: Czw 15:16, 03 Maj 2007
Temat postu:
Tak,tak, Sarna, tak, tak....
Mówiłam? "Co złego to po drugiej w nocy".
Nie ma to jak dobrze zacząć dzień. KWIK.
Meredith
Wysłany: Czw 15:04, 03 Maj 2007
Temat postu:
Najpierw był łagodny wytrzeszcz oczu. Potem lekki chichot, powoli przechodzący w rechot, na końcu zmieniający się w histeryczny śmiech i opętanie. Derek włóczący się po korytarzach i podrywający recepcjonistki! xD Dzieci Prestona i Cristiny! Dzieci!!( przy tym umarłam na zawał po raz pierwszy) I jeszcze dobijający Joe zadużony w Marku i dwa Eskimoski....OMG, żeby wszyscy ludzie, których znam mieli taką wyobraźnie to byłoby coś pięknego...I czekam na następne wytwory nocnego przypływu weny xD
Mark
Wysłany: Czw 14:49, 03 Maj 2007
Temat postu: Nonsense's Anatomy xD
Kompletny absurd mojego autoorstwa czyli to co wytworzyłam dzisiaj między godziną 4-5 w wyniku bezsenności.
Ostrzegam że opowiadanie nie jest ani zabawne, ani błyskotliwe ani wciągające. Po prostu chciałam wam pokazać co to forum robi z człowiekiem!
Wstajesz rano i siadasz do komputera. Siedzisz przy nim pół dnia. Potem wychodzsz na spacer w przyjaciółką która mówi Ci żę jak jej zejdziesz zę śmiechu to się wrzuci do studzinki i upozoruje wypadek. Wracasz do domu siadasz do komputera. Siedzisz do 23.30 xD Kładziesz się i nie możesz zasnąć. Potem czytasz książke i piszesz 20 stron bzdur. Kompletnych bzdur.
Zasypiasz o 5.30... xD
Mark w strugach deszczu przemierzał odcinek dzielący szpital i bar Joe’go. Czas dłużył mu się niemiłosiernie. Dźwigał ze sobą śmieszny tobołek i karton wypełniony duperelami typu kubki, długopisy, puste opakowania po sałatkach.
Jak mógł go wyrzucić? Jak mógł?!
To pytanie kłuło go w serce, kłuło jego ego i co on tam jeszcze miał.. a .. duma.
Jego duma chyba sobie zrobiła przerwę i poszła na spacer. Wiedział co zrobił i to było najgorsze.
Jak mógł się rżnąć z żoną szefa? Jam mógł się do tego posunąć?!
Rozum już mu chyba kompletnie odjęło. Tyle ryzykować! I po co mu to było? Już chyba kompletnie zdziadział. Adele ani ładna, ani zgrabna, ani… sami zresztą wiecie.
Nie tylko rozum mu przepadł bez wieści ale też gust! Pfu! Stara flądra..
Nigdy by się pewnie do tego nie posunął gdyby nie Addison!
Kobiety na „A” ostatnio doprowadzały go do białego szaleństwa!
Addison uciekła z jakimś niedoszłym producentem z Bombaju który pojawił się tutaj tylko po fundusze na jakiś nowy Bollywoodzi film. Zanim zniknęła przez kilka dni chodziła jak obłąkana chichotała bez przerwy, gadała coś o księciu z bajki, dzieciach, zmianie swojego życia, krainie snów.. pewnie jakiegoś szamana wynajął i na nią nasłał.
Że też tego traktował poważnie! A książę nazywał się Pete! What a deadfull name!!!
Whatever... kiedyś pojedzie ją odbić w iście Hollywoodzkim stylu! Jak tylko zarobi na bilet…
A Derek? Derikowi też odbiło! To chyba cos w powietrzu! Może ta wilgoć!
Po pierwsze zerwał z Meredith.
Zrobił to wprawdzie w wielkich bólach, ale do dziś nikt nie wie dlaczego to zrobił.
Od tego momentu włosy już mu się tak nie układały. Włóczył się po korytarzach, nieudolnie podrywał recepcjonistki j opowiadał jaki to z niego „friendly guy” . Będzie z niego godny następca szefa.
Po drugie ogolił się. Nie mówimy tutaj tylko o zaroście! Ogolił GŁOWE na ZERO.
Musiał to już zrobić, bo z powodu ciągłych stresów zaczął łysieć i siwieć. Z włosami jednak stracił urok, spryt, takt oraz zmysł zarządzania a przede wszystkim urodę. Taka jego jak się okazało pięta Achillesowa.
Po trzecie rozwaliła mu się przyczepa ale uparł się i nie wyprowadził się z niej. Szaleniec. Trzy blaszane ściany i wyrwa – dom marzenie.
Dość jednak o nim chociaż Derek to temat rzeka. O nim to można wodę lać i lać i lać…
Meredith okazała się bardzo zaradna. Rzuciła medycynę, szpital i zapomniała o Dereku a razem ze Stevens która aspirowała na neurochirurga założyły zakład pogrzebowy.
To było to co Meredith pociągało najbardziej…trupy..
O zwłoki się martwić nie musiały bo Cristina dostarczała im klientów regularnie. Interes kwitł.
Cristina i Preston… powiedzmy że żyli w idealnej symbiozie. Chociaż ich dzieci …
Mark jest bardzo czuły na punkcie estetyki więc pomińmy ten fragment gdzie z dwójki przystojnych ludzi rodzi się… naprawdę pomińmy ten fragment.
Wracając do Marka który myśląc o tym ostatnim szalonym roku przeszedł dopiero połowę dystansu taszczył jeszcze jedną rzecz. A mianowicie kosz ze smakołykami. Całe piętro złożyło się na pożegnalny prezent a… właściwie to pół bo druga połowę stanowili mężczyźni. Całe szczęście że Joe zaoferował mu etat! W prawdzie taniec na rurze nie był szczytem jego marzeń ale desperacko potrzebował pieniędzy a przecież na ulice pod latarnie nie pójdzie!
Było już mu wszystko jedno co ludzie sobie pomyślą! Zawsze chciał być jednym z Chippendale-ów! Niech się śmieją, niech się patrzą, niech płacą!
Dzisiaj wieczorem zaczyna! Koniec i kropka. Klamka zapadła.
Dzwonek u drzwi zadyndał obwieszczając wszem i wobec przybycie męskiej dziwki, nowej atrakcji baru u Joe’go. Joe aż podskoczył z ekscytacji. Mrugnął do Marka a kilku obleśnych, w sztok pijanych drabów zaczęło ślinić się na jego widok.
Mark patrząc na tych obrzydliwych, zaślinionych pijaczyn kroczył odważnie przez bar ale teraz również godność go opuściła i poszła szukać szczęścia gdzie indziej. Poczuł się naprawdę samotny. Wtedy coś błysnęło w rogu lokalu. Mark obrócił się i podziwiał błyszczącą, mieniącą się w świetle dopiero co zainstalowanych reflektorków wszystkimi barwami zimnego metalu rurę. Jego rurę. Joe zaszedł Marka od tyłu i poklepał po ramieniu. Ten o mało nie zszedł za zawał. Joe polecił mu zanieść wszystkie rzeczy na zaplecze i poprosił by zastąpił go za barem na kilka godzin, bo śpieszy się na spotkanie z Walterem z którym stara się o adopcje dwóch małych Eskimosów.
Mark bez wahania zgodził się, a stojąc za barem i obsługując wszystkich oblechów ( każdemu według potrzeb ) wyobraził sobie jak by to było gdyby to on grzał taborecik za barem a Joe wywijał fikołki na rurze. Hmmm…
Wtedy do baru weszła kobieta.
Wysoka nordycka blondynka z szalenie pociągającą aparycją i wszystkimi atrybutami usiadła za barem i powaliła wyglądem Marka od razu. Ten a mało nie przywalił łbem o blat.
Utrzymując głowę we względnym pionie odłożył wszystkie kruche rzeczy.
Nieznajoma wzrokiem szukała barmana. Omiotła wzrokiem bar od lewej do prawej omijając Marka. Dopiero za trzecim takim okrążeniem zatrzymała swoje oczęta i zmierzyła go od stóp do głów wzrokiem „Ej, Ty!”. Mark pognał jak na niebiańskich skrzydłach.
- Co podać? ( zapytał z entuzjazmem, aksamitnym głosem )
- Waniliowe Latte ( odpowiedziała luba, ignorując go wzrokiem )
Waniliowe Latte?!? Jak można pić takie świństwo!
Nawet nie wiedział czy tutaj jest takie coś! Jedyne co znalazł pod ladą to kilka karaluchów.
Czując na sobie gwałcące spojrzenia mężczyzn udał się na zaplecze. Biegał i szukał ochoczo jak nigdy. Wszystko dla tej piękności. Nagle w głębi ujrzał to czego szukał. Automat do kawy! Stał w dość trudno dostępnym miejscu, trzeba było w drodze do niego przepchać się przez milion pierduł. Ale do czego napalony mężczyzna nie jest zdolny? Omal nie utknął między kilkoma zapasowymi stołami a kaloryferem. Ale jest!
Tylko problem w tym że Mark wysyłając ciągle stażystów po kawę nie miał nigdy styczności z takim aparatem. Czarna magia. Hokuspokus. Cholera.
Zaczął trzepać wszystkie przyciski na oślep. Waniliowe Latte prysło na niego z taka siłą że nie sposób było utrzymać się na nogach. Gorące Waniliowe Latte. Mark krzyczał w niebogłosy. Próbował wstać ale było za ślisko. W dodatku utknął. Na dobre. A Waniliowe Latte lało mu się do ust, wychodziło uszami i nozdrzami. Biedaczek. Następny klient Madame Grey… Taka paskudna śmierć…
Oczywiście blondynka szybko sobie poszła niepocieszona brakiem Latte. Joe po powrocie przeraził brak Mareczka.
Ale jak to? Jak mógł uciec? Nagle stchórzył? Przecież wystawił do niego pomocną dłoń!
Sprzedał już bilety, miejsca! Zadłużył się!! Marku Sloanie niech Cię szlag trafi!
Joe musiał tego wieczoru sam zabawiać klientów. Dodajmy że publika była zachwycona.
Minęło trochę czasu zanim Joe odkrył miejsce pobytu Mareczka i przekonał się że biedaczka naprawdę coś trafiło. Jego śmierć oczywiście uznano za nieszczęśliwy wypadek a Seattle już zawsze pozostanie dla mnie miastem absurdów.
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Programosy
Regulamin