George |
Wysłany: Czw 19:34, 03 Maj 2007 Temat postu: Heavenly George... |
|
Heh to opowiadanie to moje pierwsze życiu ( nie biorę pod uwage wypracowań na polski ), więc od razu mówie może być to mina lub niewypał (jakoś wena nie przybyła mi chyba)!!! Więc jeśli na pewno chcesz to przeczytać to bierzesz to na swoją odpowidzialność xDD Ja nie ponoszę żadnych konsekwencji !! A i lepiej nie ruszaj się z miejsca i siądź bezpiecznie bo mina może Cię zabić
No Bożesztymój ja ludzi strasze xDD Oki no to bezpiecznego czytania...
Urodził się w Honolulu (przez poród pośladkowy, a więc przywitał świat tyłkiem), wychował się i tam mieszkał na 66 piętrze w pokoju numer 666, bardzo dobrze klimatyzowanym z przyzwoitą łazienką, z prysznicem dawkującym dziennie 6 litrową porcję wody zdatnej do mycia (przefiltrowywaną w nieskończoność w filtrowniach w podziemiu ), zautomatyzowaną w pełni kuchnią i prywatnym komputerem. Działo się to wszystko po zakończeniu wstępnego procesu Globalnej Urbanifikacji, gdy Ziemia zmniejszyła się do rozmiarów jednego miasta lub też jedno miasto rozrosło się do rozmiarów Ziemi( jak kto woli) ....Był człowiekiem, który wszystko posiadał: miał zawód (był lekarzem ), dom, prywatny club "Teqillas Orgias",gdzie mógł od czasu do czasu podziwiać swoją koleżankę z pracy Cristinę, która była etatową tancerką na rurze, majątek wart kilka miliardów $, żonę, która brała go w obroty, jednakże był bardzo nieszczęśliwy..... O kim tu była mowa ?? Wiadome, chodziło o George'a O'Malleya, vel Bambiego ( nazwany tak o dziecinnego zachwowania ), vel "Sex Machine" ( bo lubiał od czasu do czasu przelecieć jakąś młodą pielęgniareczkę lub doktoreczkę , no niezapominajmy o kochanej Olivii), vel Syfilis ( po jednej z orgii załapał syfa, ale bez szczegółów ). Właśnie mimo tego co posiadał jego życie było poplątane, pechowe i fajtłapowate, może dlatego, że ciągle prześladowały go same szóstki, ale tego nie wiemy. No może miał trochę życiowego szczęscia, czyli butelkę Teqilli i własną pracownię do pędzenia bimbru, który musiał być pędzony w optymalnej temperaturze i dobrych warunkach atmosferycznych.
George jak co dzień rozpoczął od obmyślenia słowa "codzienność". Codzienność w samej swej istocie, w określonych ruchach, czynnościach słowach, (najlepiej przedstawił by to system bloczków, zapadni i dźwigienek). Jedno koło zębate okręca następne, określone szyny i kolejki toczące się po nich ze stała prędkością, wszystko doskonale ssynchronizowane. Dolarówka pociąga dźwigienkę z napisem obiad. Ręka zazębia się o książkę i przewraca na następną stronę. Palec-pstryczek- lampa-światło, proste czynności z których jedna delikatnie głaszcze drugą, a ta kolejną .... jednak to nie same ruchy, ale ich kolejność świadczą o codzenności, o cudownym schemacie tak pasującym do ludzkiego mózgu, tak prostym, tak przewidywalnym, tak idealnie zaplanowanym w najdrobniejszym szczególe. Po tym wszystkim rozpoczął swoje poranne rutuały. Najpierw zaspokojenie swojej potrzeby w toalecie, kąpiel (a może prysznic, licho to wie), przylizanie swojej czuprynki żelem firmy "Odstający kosmyk ala McDreamy" (po głowie chodziła mu znajoma nazwa McDreamy, ale jego pusty rozumiek nie mógł zrozumieć czemu), umycie swoich białych jak chmurki zębów, ubranie się w swoje ciuszki (nie posiadał tego zbyt wiele, więc nie miał problemów typu "W co mam sie ubrać"),zjedzenie jego ulubionych parówek i wypicie napoju życia, czyli Teqilli. Po odprawieniu rytuału, wziął torbę ( trzymał w niej lateksowy strój, róznego smaku prezerwatywy, pejcz, misia Ptysia i gaz łzawiący w razie potrzeby) i pognał na swych niabiańskich nóżkach do pracy. Odszedł od domu na jakieś 666 metrów (liczył kroki) i zobaczył że podąża za nim czarny samochód marki BMW (niezauważył że na tablicy rejestracyjnej znajdował się napis " STRZEŚCIE SIĘ ADDISON - SATAN 666"). Samochód prowadziła znajoma twarz Bambiemu (ale oczywiście nie wiedział kto, bo nawet zapominał o żonie). Od czasu do czasu obrócił się, ale nie zwracając na to uwagi podążał dalej (wkońcu od zawsze prześladowały go znaki szatana). Zaczął sobie nucić jedna z jego ulubionych piosenek:
Alleluja biją dzwony,
głosząc w świata wszystkie strony,
że zmartwychwstał Pan!
Alleluja, alleluja, alleluja!
Biją długo i radośnie,
że aż w piersiach serce rośnie,
triumf prawdzie dan.
Alleluja...
W majestacie Boskiej chwały
idzie Chrystus Zmartwychwstały
między uczniów swych.
Alleluja...
Dzień wesoły nam dziś nastał,
Pan po męce zmartwychpowstał,
płynie pieśni ton.
Alleluja...
Niespodziewanie samochód przyspieszył i zatrzymał się koło niego. Biedny Georgie wystraszył się i wiedział, że coś złego się stanie. Postanowił szybkim ruchem wyciągnąć z torby gaz, jednak nie zdąrzył, kobieta zawołała "Stój"... Georgie zlany potem odwrócił się i ujrzał o rudych włosach i pięknej figurze osobę (miała jak przystało żeby jej nie rozpoznał czarną maskę). "Należysz teraz do mnie kotku" - powiedziała ostrym głosem. Bambi tylko pokiwał głową że nieee. Kobieta bardzo się zezłościła i powiedziała "Nie odmawia się Satanowi", wsiadła szybkim ruchem do samochodu i nacisnęła pedał. Biedny chłopak już wiedział co się teraz stanie, w głębi ducha pomyślał "Jak pech to pech, co ma sie stać niech sie stanie". Samochód ruszył i nieszczęśnika potącił, po czym szybko odjechał. Ból jaki odczuł był nie do zniesienia. Już wiedział, że nie przeżyje. Ludzie ruszyli na pomoc Sex Machine, ale było już za późno... Odszedł o 9.16.
LIST Z NIEBA
DLA CALLIE
Gdy rok temu pisałem do Ciebie
Byłem już prawie w niebie,
Wysłałem wtedy list,
Taki normalny jak dziś.
Pisałem, że wszystko dobrze
Z Bogiem mi się układa,
Dostałem nawet skrzydełka
I aureolę ponad głowę.
Napisałem anielskim, niebieskim
Długopisem od samego Boga,
Pokazał mi jak bardzo kocha ludzi,
Przedstawił mi swojego Syna.
Piszę już ostatni raz,
Bo wiem, że ten list dotrze do Ciebie,
Przenosimy się z Niebem
W inne zaciszne miejsce.
Piszę do Ciebie, abyś zrozumiała
Sens życia, swój błąd,
Bóg kocha Ciebie bez znaczenia kim jesteś
I kocha wszystkich stąd i stamtąd.
ps. ten list nie jest mój to tylko przeróbka |
|